14-15 kwietnia 2018. Pielgrzymka
religijno-patriotyczna. Skąd się tam wzięłam? Pewnej niedzieli
nasz ksiądz poinformował parafian, że organizowana jest
pielgrzymka do Torunia i Warszawy. Dotarły do mnie dwie
nazwy-klucze: Kościół św. Stanisława Kostki i Muzeum Powstania
Warszawskiego. Zastrzygła uszami i stwierdziłam, że to jest coś
dla mnie. Muzeum Powstania odwiedzam przy każdej możliwej okazji. W kościele
św. Stanisława Kostki byłam wiele lat temu, jako mała
dziewczynka. Ale jak wróciły wspomnienia emocji, które targały
dziecięcym sercem w trakcie kazań księdza Jerzego, czy później,
jak się dowiedziałam o jego porwaniu i śmierci, przypomniałam
sobie, że tylko raz, jako nastolatka, byłam na grobie ks.
Popiełuszki, a potem jakoś moje drogi omijały to miejsce.

Miejscem, na które chciałabym
zwrócić szczególną uwagę jest Kaplica Pamięci, poświęcona Polakom, którzy zostali
zamordowani przez Niemców za ratowanie Żydów w czasie II wojny
światowej. Oddali życie, co nie zniechęciło innych do niesienia
pomocy. To ważne, żeby powstawały takie miejsca. Miejsca, które
pokazują niesamowite poświęcenie Polaków dla ratowania życia
innych ludzi. Szczególnie wobec współczesnego zakłamywania
historii.
Drugi dzień to świetnie zorganizowane
zwiedzanie Warszawy – tu szczególne ukłony i uznanie dla Pani
Krysi, która była mózgiem całego przedsięwzięcia. W tak
ograniczonych ramach czasowych udało się zmieścić całkiem
pokaźną dawkę doznań religijno-patriotycznych. Religijnych – bo
to pielgrzymka. Patriotycznych – bo 100-lecie odzyskania przez
Polskę Niepodległości. Rano msza w kościele św. Stanisława
Kostki na Żoliborzu (obecnie Sanktuarium bł. ks. Jerzego Popiełuszki),
zwiedzanie Muzeum oraz modlitwa na grobach ks. Jerzego, ks. Teofila
Boguckiego i ks. Zygmunta Malackiego. Skromny grób Błogosławionego,
otoczony kamiennym różańcem, robi większe wrażenie niż
wyszukane grobowce. Bo też i taki był ksiądz Jerzy – skromny
i... wielki. Pamiętam, jak przeżywałam kazania ks. Jerzego – nie
wszystkie rozumiałam, ale na zawsze wyryły mi się w sercu słowa:
ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ. Muzeum to też taka trochę podróż
sentymentalna. Punktem kulminacyjnym było odtworzone w podziemiach
miejsce mordu – ciemny las, a potem fragment rzeki, nad którą
wyświetlane są zdjęcia skatowanego księdza... Te zdjęcia
widziałam wiele lat temu – kopie przywiezione przez moją Mamę z
Warszawy tuż po odnalezieniu zwłok Księdza, schowane przede mną, żeby nie
wywołać w dziecku szoku. Musiałam je zobaczyć, bo nie wierzyłam,
że TO się zdarzyło. Znalazłam, oglądnęłam, oczywiście nie
przyznając się do tego. Przyjęłam okrutną prawdę i myślę, że
było to jedno z doświadczeń, które potem przez lata mnie
kształtowały.
Przedostatni punkt programu to Muzeum Powstania Warszawskiego. Dla czytelników
bloga mój sentyment do tego miejsca jest oczywisty. Dziadkowie
powstańcy, spora część rodziny jako ludność cywilna przeżyła
Powstanie, kilku dalszych krewnych uczestniczyło i ginęło (w tym
„Miś” Rościszewski). Zawsze do budynku muzeum wchodzę z
dreszczem. To kolejne ważne miejsce – nie tylko dla mnie, ale też
dla wszystkich Polaków. Zawsze znajdę jakiś kąt, w którym
jeszcze nie byłam, albo znajduję czas, żeby dokładniej zagłębić
się w jakiś powstańczy temat. Na kilka godzin przenoszę się w
inny świat, cofam się w czasie i przeżywam wydarzenia sprzed 70
lat jakby to był mój świat i moje doświadczenia...
Na końcu Pani Krysia zaplanowała
niespodziankę - Świątynię Opatrzności Bożej na warszawskim Wilanowie. Otoczony niewysokimi domami betonowy kolos
już teraz robi wrażenie, mimo, że to ciągle jest plac budowy.
Funkcjonujący, ale surowy i jak dla mnie trochę zimny. W
przyszłości w podziemiach świątyni mają spocząć prochy 300 wielkich Polaków. Na razie
wieczny spoczynek znaleźli tu m.in. ksiądz Twardowski i prezydent
Kaczorowski.
Późnym wieczorem pełni wrażeń i
naładowani pozytywną energią wróciliśmy do domów...