piątek, 8 lipca 2016

Opactwo tynieckie 2016


Duże dzieci pojechały nad morze na obóz harcerski, a małe ciągle wyczekują jakiejś większej lub mniejszej wyprawy. Przyszedł czas na Opactwo Benedyktynów w Tyńcu. "Czy to miejsce dla maluchów?" spytacie. Myślę, że dla wszystkich. Bogactwo pomysłów, które zobaczyłam na stronie internetowej miło mnie zaskoczyły. Ciekawe spotkania, warsztaty, rekolekcje. Chyba specjalnie dla mnie zakonni braciszkowie organizują warsztaty zielarskie. Najbliższy realny termin to wrzesień, a jak nie, to dopiero przyszły rok. Ale na pewno pojadę. Bogate w różne zioła okoliczne łąki coraz bardziej mnie irytują. Pachną, kuszą, a ja nie wiem co jest co i ograniczam się do przerabiania na jadalne produkty mlecza, czarnego bzu i pokrzywy. A taka łąka to przecież nieograniczone możliwości przyprawowe, lecznicze i kosmetyczne.



Nasze maluchy z zainteresowaniem wysłuchały nieco makabrycznej legendy o tynieckiej studni, zwiedziły tajemnicze mury klasztoru i zachwyciły się pięknym widokiem na Wisłę. Oczywiście największe zainteresowanie wzbudziły otwory strzelnicze – dla małoletnich fanów wojskowości to nie lada gratka. W muzeum klasztornym oglądnęliśmy film o lepieniu naczyń z gliny i przepisaliśmy dwa fragmenty z księgi Świętego Benedykta.

Na koniec wybraliśmy się na pobliski tyniecki cmentarz parafialny, na poszukiwanie grobu Tadeusza Żychiewicza, kuzyna Antoniego. Tadeusz Żychiewicz jest osobą, do której pewnie niejednokrotnie na łamach tego blogu wrócę, bo była to postać nieprzeciętna, przez wiele znaczących osób lubiana i szanowana, autorytet kościelny, autor wielu książek o tematyce chrześcijańskiej. Marta Żychiewicz, córka Antoniego wspomina: "Wuj był osobą bardzo ciepłą i bezpośrednią, miał niesamowite poczucie humoru". Tadeusz zmarł w roku 1994, jego żona Teresa w 1996. Oboje są pochowani w Tyńcu.

Grób odnaleźliśmy po dość długich poszukiwaniach. Skromny, z drewnianym krzyżem, obłożony kamieniami, porośnięty łąkową roślinnością, gubił się wśród zadbanych marmurowych nagrobków. "Zestaw jak znalazł na zajęcia zielarskie..." pomyślałam. Na środku przyciągała wzrok kępa kwitnącej lawendy, którą otaczała chmara pszczół i trzmieli. Zmówiliśmy krótką modlitwę i wróciliśmy do samochodu z postanowieniem, że jeszcze w te wakacje trzeba będzie przyjechać tu ponownie...
  
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz