Autorem sztuki i pomysłodawcą całego
wydarzenia jest nasz przyjaciel Tomasz Krzyżanowski. W zasadzie to
nie tylko przyjaciel, ale też rodzina... przez psy. Tomek hoduje
gończe polskie i jest leśniczym w Bukowinie Tatrzańskiej, a poza
godzinami bywa... Świętym Mikołajem. Jest też myśliwym –
jednym ze spadkobierców starej polskiej tradycji. Kocha góry i to
nie taką zwykłą miłością. Jest to miłośnik - praktyk. Na
nartach przewędrował wiele najtrudniejszych tatrzańskich szlaków,
jest strażnikiem Tatrzańskiego Parku Narodowego. Zna zwyczaje ludzi
i zwierząt, wielokrotnie brał udział w akcjach liczenia kozic,
miał też kilka ciekawych przygód z niedźwiedziami w roli głównej.
Świetnie gotuje. Każda wizyta w bukowiańskiej leśniczówce jest
dla nas prawdziwą ucztą pod każdym względem – dosłownym i w
przenośni.
Jakiś czas temu Tomek opowiedział
nam historię o odnalezionych 200-letnich grafikach autorstwa
austriackiego leśniczego Ignatza Gortlera de Blumenfelda,
przedstawiających polskich zbójników. I to właśnie jedna z tych
rycin stała się inspiracją do napisania góralskiego dramatu z
historią i tradycją w tle. Ale pomysł i napisanie to jedno, a
przełożenie wizji autora na scenę to drugie. A scena to nie tylko
tekst scenariusza, ale też odpowiedni dobór aktorów, kostiumów i
muzyki. To cała wielka machina organizacyjna, której podołać
musiał sztab ludzi pod dowództwem Tomka.
Producentem został Rafał Sonik. I
tutaj muszę temat nieco rozszerzyć, ponieważ pan Rafał jest mi
pod wieloma względami odległy. Ale ujął mnie jednym: podjął
ryzyko finansowania spektaklu teatralnego nowicjusza, opierając się
tylko na przyjaźni i zaufaniu. Widać rzeczywiście zna Tomka na
tyle dobrze, że wiedział, że to przedsięwzięcie skazane na
sukces. I nie pomylił się: powstało wspaniałe dzieło, w którym
oprócz elementów tradycji, patriotyzmu i doznań artystycznych,
udało się Tomkowi pokazać kawałek siebie.
Szczególne uznanie należy się
aktorom – w grupie około 20 aktorów znalazło się tylko dwóch
profesjonalistów! Pozostali to amatorzy. Doskonali amatorzy.
Stworzyli fantastyczny zespół, który nie tylko pracował, ale
świetnie się bawił. Widać to było szczególnie po spektaklu, jak
nie mogli rozstać się ze sceną i rozmawiali, śmiali się,
śpiewali i tańczyli. A myśmy przesiedzieli na widowni kolejną
godzinę nie mogąc się na nich napatrzeć.
I ostatnie ACH! Pod adresem muzyki. Po
sztuce spodziewałam się, że będzie świetna. Znając Tomka nie
mogła być inna i w pełni spełniła moje oczekiwania. Ale muzyka
mnie... zatkała. Wiedziałam o perturbacjach ze znalezieniem
kompozytora. Albo zdrowie podupadało, albo grafik zapchany, a tu
czas ucieka i premiera coraz bliżej. Jeden z braci Golców polecił
Tomkowi Krzysztofa Maciejowskiego, muzyka i kompozytora z
Bielska-Białej. I był to strzał w dziesiątkę! Muzyka była
energiczna, lekko jazzująca, z wykorzystaniem tradycyjnych
instrumentów. Scalała poszczególne sceny i snuła swoją opowieść.
Na samo wspomnienie czuję przyjemny dreszczyk.
O wszystkim, co mnie w sztuce Tomka
zachwyciło mogłabym pisać i pisać... Podsumuję rzecz krótko:
każdy kto kocha góry, dobre aktorstwo i ciekawą muzykę musi
koniecznie zobaczyć spektakl! Ja już czekam z niecierpliwością na
styczeń, bo jeden raz to zdecydowanie za mało :)
Profil spektaklu na Facebooku >>>
Strona Teatru Witkacego w Zakopanem >>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz