niedziela, 18 grudnia 2016

Gombica Staska Kubina, czyli premiera opowieści zbójnickiej w Teatrze Witkacego w Zakopanem

Autorem sztuki i pomysłodawcą całego wydarzenia jest nasz przyjaciel Tomasz Krzyżanowski. W zasadzie to nie tylko przyjaciel, ale też rodzina... przez psy. Tomek hoduje gończe polskie i jest leśniczym w Bukowinie Tatrzańskiej, a poza godzinami bywa... Świętym Mikołajem. Jest też myśliwym – jednym ze spadkobierców starej polskiej tradycji. Kocha góry i to nie taką zwykłą miłością. Jest to miłośnik - praktyk. Na nartach przewędrował wiele najtrudniejszych tatrzańskich szlaków, jest strażnikiem Tatrzańskiego Parku Narodowego. Zna zwyczaje ludzi i zwierząt, wielokrotnie brał udział w akcjach liczenia kozic, miał też kilka ciekawych przygód z niedźwiedziami w roli głównej. Świetnie gotuje. Każda wizyta w bukowiańskiej leśniczówce jest dla nas prawdziwą ucztą pod każdym względem – dosłownym i w przenośni. 

Jakiś czas temu Tomek opowiedział nam historię o odnalezionych 200-letnich grafikach autorstwa austriackiego leśniczego Ignatza Gortlera de Blumenfelda, przedstawiających polskich zbójników. I to właśnie jedna z tych rycin stała się inspiracją do napisania góralskiego dramatu z historią i tradycją w tle. Ale pomysł i napisanie to jedno, a przełożenie wizji autora na scenę to drugie. A scena to nie tylko tekst scenariusza, ale też odpowiedni dobór aktorów, kostiumów i muzyki. To cała wielka machina organizacyjna, której podołać musiał sztab ludzi pod dowództwem Tomka. 


Producentem został Rafał Sonik. I tutaj muszę temat nieco rozszerzyć, ponieważ pan Rafał jest mi pod wieloma względami odległy. Ale ujął mnie jednym: podjął ryzyko finansowania spektaklu teatralnego nowicjusza, opierając się tylko na przyjaźni i zaufaniu. Widać rzeczywiście zna Tomka na tyle dobrze, że wiedział, że to przedsięwzięcie skazane na sukces. I nie pomylił się: powstało wspaniałe dzieło, w którym oprócz elementów tradycji, patriotyzmu i doznań artystycznych, udało się Tomkowi pokazać kawałek siebie. 

Szczególne uznanie należy się aktorom – w grupie około 20 aktorów znalazło się tylko dwóch profesjonalistów! Pozostali to amatorzy. Doskonali amatorzy. Stworzyli fantastyczny zespół, który nie tylko pracował, ale świetnie się bawił. Widać to było szczególnie po spektaklu, jak nie mogli rozstać się ze sceną i rozmawiali, śmiali się, śpiewali i tańczyli. A myśmy przesiedzieli na widowni kolejną godzinę nie mogąc się na nich napatrzeć. 

I ostatnie ACH! Pod adresem muzyki. Po sztuce spodziewałam się, że będzie świetna. Znając Tomka nie mogła być inna i w pełni spełniła moje oczekiwania. Ale muzyka mnie... zatkała. Wiedziałam o perturbacjach ze znalezieniem kompozytora. Albo zdrowie podupadało, albo grafik zapchany, a tu czas ucieka i premiera coraz bliżej. Jeden z braci Golców polecił Tomkowi Krzysztofa Maciejowskiego, muzyka i kompozytora z Bielska-Białej. I był to strzał w dziesiątkę! Muzyka była energiczna, lekko jazzująca, z wykorzystaniem tradycyjnych instrumentów. Scalała poszczególne sceny i snuła swoją opowieść. Na samo wspomnienie czuję przyjemny dreszczyk. 


O wszystkim, co mnie w sztuce Tomka zachwyciło mogłabym pisać i pisać... Podsumuję rzecz krótko: każdy kto kocha góry, dobre aktorstwo i ciekawą muzykę musi koniecznie zobaczyć spektakl! Ja już czekam z niecierpliwością na styczeń, bo jeden raz to zdecydowanie za mało :)

Profil spektaklu na Facebooku >>>
Strona Teatru Witkacego w Zakopanem >>> 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz