czwartek, 17 listopada 2016

Papierowy bohater

Aleksander Tarnawski: legendarny wojownik, bohater, żołnierz-ikona, żywa legenda. Noszony na rękach przez wojskowych, pokazywany dzieciom jako wzór patriotyzmu, przedstawiany jako autorytet. Bohater książek, artykułów, spotkań. Obwieszany medalami za dzielność, zasługi dla Kraju i Kościoła. Kim jest ten człowiek, przed którym chylą głowy najważniejsi dowódcy, fotografują się celebryci i zabiegają o wywiady najgłośniejsze stacje telewizyjne i radiowe?

Zaglądnęłam do kilku portali internetowych, wysłuchałam kilku wywiadów i reportaży, przeglądnęłam artykuły, wysłuchałam kilku wypowiedzi „na żywo” i kilku bezpośrednich relacji szarych śmiertelników, a na koniec przeczytałam książkę Marata i Wójcika pt. „Ostatni”. Teraz zastawiam się, gdzie tkwi błąd? W wydawałoby się wykształconym społeczeństwie powinno się znaleźć wiele osób, które słuchają, nie tylko słyszą. Słuchają... i rozumieją. Pan Aleksander otwarcie obala bohaterstwo Cichociemnych, miesza z błotem Żołnierzy Wyklętych, obraża polskich oficerów przedwojennych i współczesnych (oficerowie to najczęściej nie jest zgrupowaniu orłów intelektualnych... i to dotyczy też wysokich oficerów), śmieje się z patriotyzmu i na każdym kroku podkreśla, że jest przede wszystkim Europejczykiem, a nie Polakiem... Pluje nam, Polakom, patriotom w twarz, a my ubieramy się w szeroki uśmiech i mówimy, że deszcz pada... Można to wszystko zrzucić na podeszły wiek. Prawda, nasz bohater nie pamięta nawet swojej legendy, nie pamięta żadnego z nazwisk, których używał w czasie konspiracji, nie pamięta nawet, za co dostał cztery Krzyże Walecznych (nomen-omen dostał je za raptem 4 tygodnie pobytu w oddziałach AK na Nowogródczyźnie), co więcej, nawet nie pamiętał, że je dostał! Śmieje się, że widocznie za te cztery szklanki whisky, które wychylił przed lotem do Polski...


W różnych artykułach mętnie jest wspominana „bogata wojenna przeszłość” „Upłaza”. Oddaję głos Panu Aleksandrowi:
  • Z nudów zacząłem robić wódkę! Bo wrogiem była nuda, proszę panów, nuda!
  • To nie był złe życie, ale dla mnie nuda nie do zniesienia (…) A ja po tych dwóch, prawie trzech latach nieróbstwa poleciałbym wszędzie, gdzie by kazali.
  • Nie mieliśmy żadnego militarnego znaczenia.
  • W Warszawie oczywiście rozglądałem się za dziewczynami. Podobało mi się to miasto, wyglądało pięknie. Gdyby nie patrole żandarmów Schutzpolizei kroczących tak powoli, dostojnie, to mógłbym sobie wyobrazić, że wojny nie ma. Nie brałem udziału w jakichś konspiracyjnych spotkaniach, więc nie widziałem jakiegoś patriotycznego wzmożenia. Patrzyłem na ludzi i przyznam, że po latach byłem trochę zaskoczony, czytając w pamiętnikach z tego okresu, że warszawiacy przemykali ulicami jak duchy, że był głód i nędza. Ja pamiętam tętniące życiem miasto. Piękne! Ale miałem dwadzieścia dwa lata. Człowiek w takim wieku wszystko ma w dupie.
  • Nie dostałem żadnego konkretnego, poważnego zadania. Na polecenie dowódcy zajmowałem się... musztrą. Uczyłem partyzantów komend, żeby przynajmniej de nomine ten oddział wyglądał na wojsko.
  • W żadnej z tych akcji* nie wziąłem bezpośredniego udziału .Z tego co pamiętam, moje „boje” to zasadzka na jakiś patrol, która nie wypaliła i rzeczywiście ciągła wymiana ognia z partyzantką sowiecką, ale raczej bez strat. Ja byłem wyszkolony jako dywersant, potrafiłem wysadzać szyny, ale robić tego już nie zdążyłem.
  • Pan dostał cztery Krzyże Walecznych. To... bzdura jakaś. To za co Pan te krzyże dostał? Nie wiem. Gdyby Pan miał sobie odznaczenie przyznać, to za co? Za nic.
  • Nie wiem, dlaczego nie wziąłem udziału w operacji „Ostra Brama”. Zostałem wycofany. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego mnie nie skierowano do udziału w tej operacji.
  • Żeby bezpiecznie poruszać się w Białymstoku, poszliśmy do sowieckiego dowództwa, komendantury. Dowódca siedział za biurkiem, słońce świeciło mu prosto w oczy. Ja się poderwałem i wskoczyłem na parapet, aby mu firankę zasłonić. Żeby nie cierpiał. Dał nam przepustkę do Lublina. Z Lublina wyruszyliśmy już sowieckim samochodem.
  • Po wojnie [Henryka] (żona) wróciła do Polskiego Radia. Żeby móc tam pracować, oczywiście wstąpiła do partii, przez jakiś czas była zastępcą dyrektora w Radiu Katowice.
  • Nie wykluczam, że nie nadawałem się na cichociemnego. Może.
Jak to możliwe, że ta noszona na rękach legenda nie brała udziału w żadnej walce? Nie miał żadnych zadań, poza wspomnianą musztrą? Nie przenosił meldunków, nie wykonywał wyroków na zdrajcach, nie wysadzał pociągów, nie szkolił młodzieży? Przecież z nudów był gotów polecieć wszędzie! To dlaczego choćby z nudów nie włączył się w działalność konspiracyjną? Spacerował z Żydówką, jadł jagody z sowieckim pilotem, a na końcu został wypuszczony przez Rosjan, bo... mizernie wyglądał. A po wojnie... Większość Cichociemnych, którzy przeżyli walczyła o przetrwanie. Kilku zamordowało UB, wielu straciło zdrowie, najlepsze lata swojego życia i szansę na karierę zawodową. Pan Aleksander był wyjątkiem: Ja nie miałem żadnych problemów. Pod koniec wojny wróciłem do siebie, na Śląsk, do mojego rodzinnego Chorzowa. Dokończyłem studia chemiczne i rozpocząłem pracę w zawodzie. Gdy mnie pytano o to, co robiłem w czasie wojny, mówiłem, że byłem na robotach w Niemczech. Nikomu nie powiedziałem prawdy i dzięki temu przeżyłem PRL w spokoju. Dziwne słowa, tym bardziej, że ówczesne władze komunistyczne miały dane wszystkich Cichociemnych. A Pan Aleksander nie ukrywał się, nie zmieniał nazwiska. Co więcej, pracował w przesiąkniętym komuną Polskim Radiu. Dobrze mu się wiodło. Nie miał żadnych problemów z pracą. Po lekturze 400 stron donosów na mojego Dziadka, które miałam niedawno okazję otrzymać z IPN, wiem, że takie życie było niemożliwe. Lata inwigilacji, problemy na studiach, potem zmiany miejsca pracy, próby chronienia dzieci. W domu kotły, ukrywanie zmaltretowanych kolegów. Prześladowani rodzice i rodzeństwo, konieczność zmiany miejsca zamieszkania. Kartoteka sięgająca lat 70-tych! Jak to możliwe, że takie życie ominęło Pana Aleksandra? Żona działająca od pierwszych dni powojennych w partii? Znamienny jest moment, w którym Pan Aleksander ujawnił się światu. Nie wtedy, kiedy żyła jeszcze całkiem spora grupa skoczków, tylko wtedy, gdy wszyscy, którzy mogli go znać pomarli. To nieprawda, że się „spotykał” z innymi Cichociemnymi. Na najważniejszych spotkaniach nie bywał. Z gliwickimi Cichociemnymi kontaktów nie utrzymywał (osobiście to potwierdził na jednym ze spotkań w Gliwicach).


Jako wnuczka Cichociemnego wiem, że słowa Pana Aleksandra są nieprawdziwe i niesprawiedliwe. A co myślą te wszystkie dzieciaki, którym się przedstawia ostatniego żyjącego Cichociemnego jako bohatera? Czy nie pomyślą, że tak wyglądają prawdziwi bohaterowie? Bez szacunku dla Ojczyzny, wiecznie znudzeni, gromadzący odznaczenia i awanse, na które nigdy nie zasłużyli? Wyśmiewający prawdziwych bohaterów? Czy na takich osobach ma się wzorować dzisiejsza młodzież? Jedno prawdziwe zdanie „Upłaza”, na które nikt nie zwraca uwagi to odcięcie się od bohaterstwa. Nie jestem żadnym bohaterem budzi wręcz zachwyt i entuzjazm. Jest wożony na spotkania, na których zawsze mówi tych samych kilka zdań, obwieszany odznaczeniami, których nie szanuje i prezentami, których nie docenia. Wszystko za zasługi, których nie ma i walki, w których nigdy nie brał udziału.

* mowa o licznych potyczkach nowogródzkiej AK w czasie, gdy służył tam Tarnawski
Recenzja książki "Ostatni" TUTAJ >>>


9 komentarzy:

  1. Szanowna Pani
    Pozwolę sobie ustosunkować się do Pani wypowiedzi jako córka opisywanej przez Panią osoby.

    Po pierwsze cytuje Pani słowa wyrwane z kontekstu, z szerszych wypowiedzi mojego Ojca. Po drugie, ma on prawo do własnych osądów i swojego punktu widzenia, a przy tym nie mówi personalnie o nikim źle. Żołnierze są przede wszystkim ludźmi a nie chodzącymi pomnikami, jako osoby młode mają prawo bawić się czy też spotykać z kobietami, bo to jest życie. Tak jest teraz i było 70 lat temu. Oczywiście nie tylko tym się zajmował mój Tata, ale przytacza Pani zdania wyrwane z kontekstu. Jak rozumiem czymś niespotykanym i karygodnym jest spotykanie się z Żydówką, jedzenie jagód z sowieckim żołnierzem. Czy nie świadczy to aby o człowieczeństwie? Ponadto Ojciec nie miał wpływu na decyzje przełożonych i na to jakie zadania będzie wykonywał w czasie wojny. I chyba dobrze, że jest szczery, nie koloryzuje, nie przypisuje sobie zasług, których nie miał.

    Poza tym umieszcza Pani twierdzenia nieprawdziwe. Tata spotykał się z innymi Cichociemnymi, sama byłam tego świadkiem, bo gościli u nas w domu. Nie byli co prawda z Gliwic...

    Tata nigdy nie przywiązywał wagi do orderów czy zaszczytów, nie żył przeszłością nie był kombatantem, ale zwykłym człowiekiem, który pasjonuje się swoją pracą (w Polskim Radiu pracował tylko kilka lat tak dla ścisłości), prowadził normalne życie. Przekazał mi system wartości daleki od nacjonalizmu, bezsensownych resentymentów czy patriotyzmu rodem z XIX wieku. Na spotkaniach z młodzieżą mówi zawsze, że trzeba dobrze wykonywać swoją pracę, mieć życiową pasję.

    Co do powojennych prześladowań... Tata nie był zasłużonym czy też znanym Cichociemnym, nie obnosił się ze swoją przeszłością więc dlaczego komunistyczna władza miała się nim interesować? Nie sądzę aby mieli pełne listy Cichociemnych, a Tata się po prostu nie ujawniał.Pracował naukowo, był chemikiem, ale wielkiej "kariery" nie zrobił. Być może wymagałoby to aktywnej działalności w ówczesnej partii. W każdym razie był i jest pasjonatem w swojej dziedzinie do tej pory (jeszcze niedawno pracował zawodowo).

    Niestety mija się Pani z prawdą, że Ojciec niby się ujawnił jak "wszyscy pomarli". Jego nazwisko widnieje w I wydaniu publikacji o Cichociemnych J. Tucholskiego z 1984 roku. Jak wcześniej pisałam od lat spotykał się i korespondował ze swoimi przyjaciółmi Cichociemnymi, ostatni z nich Pan Straszyński niedawno zmarł.

    Obecnie rzeczywiście Tata jest "rozchwytywany", ale to renta bycia ostatnim i w miarę w dobrej kondycji fizycznej. Zaznaczam, że nie prosi się o to, ale też raczej nie odmawia, jeżeli jest w stanie uczestniczyć w spotkaniach czy udzielać wywiadów. W szczególności ceni sobie spotkania z żołnierzami Grom czy jednostki Agat. Może i powtarza często te same frazy, ale też pytania są podobne. Życzyłąbym sobie takiej formy umysłowej mając prawie 96 lat. Wbrew Pani twierdzeniom nikogo nie wyśmiewa, ale ma krytyczne opinie, z którymi nie wszyscy muszą się zgadzać. Są one warunkowane osobistymi przeżyciami. Tak, ma spory dystans do siebie i sądzę, że jest to zdrowe.

    Na koniec jeszcze jedna uwaga. Szkoda, że swoich pretensji i żalów nie kieruje Pani bezpośrednio do mojego Ojca lub do organizatorów spotkań, dziennikarzy, itd. Tak łatwo jest krytykować kogoś w Internecie, trzeba sporej odwagi aby sie wypowiedzieć twarzą w twarz, a tej odwagi chyba nie powinno Pani brakować jako wnuczce Cichociemnego.

    Pozdrawiam

    Katarzyna Tarnawska

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowna Pani Katarzyno, miło mi wreszcie Panią poznać. Bywam na spotkaniach, m. in. na kilku z nich spotkałam Pani Tatę. Pani na nich nigdy nie spotkałam. Rozmawiałam z nim i na tej podstawie napisałam swoją opinię. Nie napisałam, że karygodne jest spotkanie z Żydówką, ale jak inaczej nazwać zaprzyjaźnianie się polskiego żołnierza będącego na patrolu z sowieckim pilotem? Moja opinia jest na pewno subiektywna, tak samo jak subiektywna jest opinia Pani Taty na temat Żołnierzy Wyklętych. Regularnie powtarza, że w lesie chowali się z lenistwa - nie chcieli się uczyć i pracować, więc siedzieli w lesie i kradli, napadali na bezbronną ludność i żyli kosztem innych... On ma prawo mieć swoje zdanie, ja też.
    Tematem Cichociemnych zajmuję się od jakiegoś czasu i zapewniam Panią, że wszyscy CC byli znani służbom bezpieczeństwa. Pani Tato również.
    Nie mam o nic pretensji ani żalu do Pani Taty, bo o co? Nie miał możliwości, żeby się wykazać. Sam napisał, że może nie nadawał się na Cichociemnego?
    z poważniem,
    Maja Ingarden

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowna Pani. Cały problem nie leży w osobistych zasługach lub ich braku, a w budowaniu opinii o bohaterach. Wszyscy są ludźmi i mają swoje słabostki. Można wypowiadać słowa krytyki, ale nie deprecjonować zasługi żołnierzy, którzy walczyli o Ojczyznę i oddali za nią życie. Pani Katarzyno, pan Aleksander jest zapraszany jako autorytet i takie publiczne wypowiedzi w jego ustach brzmią wyjątkowo nieetycznie. Wiele osób wyrabia sobie złe zdanie również o jego osobie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanowny Panie

    Proszę się nie martwić o osobę mojego Ojca, ponieważ nie każdy musi go lubić, a on sam o to nie zabiega. To nie konkurs piękności. On zawsze mówi o SWOICH doświadczeniach i obserwacjach. Absolutnie nie występuje w roli mentora i nie ma zamiaru nikogo pouczać ani głosić jedynie słusznych prawd o Cichociemnych czy Żołnierzach Wyklętych.

    Natomiast uważam, że rozpowszechnianie w Internecie nieprawdziwych informacji na jego temat, dotyczące np. tego kiedy się ujawnił czy też z kim utrzymywał bądź nie kontakty, sugerowanie, że być może był pod ochroną partii, ponieważ nie był prześladowny jest właśnie wyjątkowo nieetyczne. Jest to po prostu naruszenie dóbr osobistych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Szanowną Panią .
      Mam wielką prośbę.
      Proszę o możliwość bezpośredniej rozmowy lub korespondencji z Panią (nie na publicznym forum ).
      Pozdrawiam
      Paweł Żychiewicz - syn Antoniego

      Usuń
  5. Szanowny Panie

    Zapraszam na mój Facebook, zresztą poprzez Facebook w wiadomości prywatnej usiłowałam się skontaktować z Panią Mają, ale bez rezultatu.
    W wiadomościach prywatnych możemy się wymienić telefonami i mailami.Ewentualnie możemy się skontaktować poprzez Linkedin

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani Katarzyno, nieprawda, nie dostałam od Pani żadnej wiadomości przez fb. Zdaję sobie sprawę, że Pan Aleksander mówi o SWOICH doświadczeniach, o czym też już wcześniej pisałam. Ale dlaczego uogólnia SWOJE doświadczenia na wszystkich? Niedawno w Toruniu mówił o WSZYSTKICH Żołnierzach Wyklętych, a na łamach gazet i książek o WSZYSTKICH oficerach - proszę przyjechać na jakieś spotkanie z Pani Tatą i posłuchać lub poczytać Jego wypowiedzi, a nie opierać się na swoich domniemaniach. Ja się na tym właśnie opieram.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wysłałam Pani wiadomość na fb w dniu 18 listopada o 10.28
    Prosze lepiej sprawdzić wszystkie wiadomości takze od osób które nie są kontaktami, a nie pisać, ze to nieprawda.
    Jeszcze raz podkreślam, ze mój Ojciec nie atakuje nikogo personalnie. Pani natomiast zamiast napisać, ze sie nie zgadza z jego opinia na temat Żołnierzy Wykletych atakuje go personalnie. I pisze Pani w dodatku nieprawde dodając swoje interpretacje, które nie maja związku z faktami.
    Skoro Pani tak śledzi bezpośrednio wypowiedzi mojego Ojca to prosze przedstawiać swoje opinie na tychże spotkaniach. Co stoi na przeszkodzie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie napisałam, że Pani nie napisała, tylko, że do mnie wiadomość nie dotarła. Tak dla ścisłości. Może i Pani wysyłała, ale widocznie niecelnie.
    Pisze Pani o atakowaniu personalnym i grupowym. Dla mnie atakowanie GRUPOWE i INDYWIDUALNE jest ciągle atakowaniem. Jeżeli JEDNOSTKA atakuje niesprawiedliwie na oficjalnych spotkaniach GRUPĘ, to inna JEDNOSTKA może się temu sprzeciwić. Protesty na spotkaniach były (przecież Pani doskonale jako córka wie). Ja odnoszę się na piśmie do wypowiedzi pisemnych (książka, wywiady, wypowiedzi). Nie widzę innego sposobu na oszczerstwa pisane jak tylko obrona pisana. Jak zapewne Pani wie, wypowiadam się też w różnych rozmowach, na spotkaniach, na których niestety nigdy Pani nie spotkałam...

    OdpowiedzUsuń