niedziela, 18 grudnia 2016

Gombica Staska Kubina, czyli premiera opowieści zbójnickiej w Teatrze Witkacego w Zakopanem

Autorem sztuki i pomysłodawcą całego wydarzenia jest nasz przyjaciel Tomasz Krzyżanowski. W zasadzie to nie tylko przyjaciel, ale też rodzina... przez psy. Tomek hoduje gończe polskie i jest leśniczym w Bukowinie Tatrzańskiej, a poza godzinami bywa... Świętym Mikołajem. Jest też myśliwym – jednym ze spadkobierców starej polskiej tradycji. Kocha góry i to nie taką zwykłą miłością. Jest to miłośnik - praktyk. Na nartach przewędrował wiele najtrudniejszych tatrzańskich szlaków, jest strażnikiem Tatrzańskiego Parku Narodowego. Zna zwyczaje ludzi i zwierząt, wielokrotnie brał udział w akcjach liczenia kozic, miał też kilka ciekawych przygód z niedźwiedziami w roli głównej. Świetnie gotuje. Każda wizyta w bukowiańskiej leśniczówce jest dla nas prawdziwą ucztą pod każdym względem – dosłownym i w przenośni. 

Jakiś czas temu Tomek opowiedział nam historię o odnalezionych 200-letnich grafikach autorstwa austriackiego leśniczego Ignatza Gortlera de Blumenfelda, przedstawiających polskich zbójników. I to właśnie jedna z tych rycin stała się inspiracją do napisania góralskiego dramatu z historią i tradycją w tle. Ale pomysł i napisanie to jedno, a przełożenie wizji autora na scenę to drugie. A scena to nie tylko tekst scenariusza, ale też odpowiedni dobór aktorów, kostiumów i muzyki. To cała wielka machina organizacyjna, której podołać musiał sztab ludzi pod dowództwem Tomka. 


Producentem został Rafał Sonik. I tutaj muszę temat nieco rozszerzyć, ponieważ pan Rafał jest mi pod wieloma względami odległy. Ale ujął mnie jednym: podjął ryzyko finansowania spektaklu teatralnego nowicjusza, opierając się tylko na przyjaźni i zaufaniu. Widać rzeczywiście zna Tomka na tyle dobrze, że wiedział, że to przedsięwzięcie skazane na sukces. I nie pomylił się: powstało wspaniałe dzieło, w którym oprócz elementów tradycji, patriotyzmu i doznań artystycznych, udało się Tomkowi pokazać kawałek siebie. 

Szczególne uznanie należy się aktorom – w grupie około 20 aktorów znalazło się tylko dwóch profesjonalistów! Pozostali to amatorzy. Doskonali amatorzy. Stworzyli fantastyczny zespół, który nie tylko pracował, ale świetnie się bawił. Widać to było szczególnie po spektaklu, jak nie mogli rozstać się ze sceną i rozmawiali, śmiali się, śpiewali i tańczyli. A myśmy przesiedzieli na widowni kolejną godzinę nie mogąc się na nich napatrzeć. 

I ostatnie ACH! Pod adresem muzyki. Po sztuce spodziewałam się, że będzie świetna. Znając Tomka nie mogła być inna i w pełni spełniła moje oczekiwania. Ale muzyka mnie... zatkała. Wiedziałam o perturbacjach ze znalezieniem kompozytora. Albo zdrowie podupadało, albo grafik zapchany, a tu czas ucieka i premiera coraz bliżej. Jeden z braci Golców polecił Tomkowi Krzysztofa Maciejowskiego, muzyka i kompozytora z Bielska-Białej. I był to strzał w dziesiątkę! Muzyka była energiczna, lekko jazzująca, z wykorzystaniem tradycyjnych instrumentów. Scalała poszczególne sceny i snuła swoją opowieść. Na samo wspomnienie czuję przyjemny dreszczyk. 


O wszystkim, co mnie w sztuce Tomka zachwyciło mogłabym pisać i pisać... Podsumuję rzecz krótko: każdy kto kocha góry, dobre aktorstwo i ciekawą muzykę musi koniecznie zobaczyć spektakl! Ja już czekam z niecierpliwością na styczeń, bo jeden raz to zdecydowanie za mało :)

Profil spektaklu na Facebooku >>>
Strona Teatru Witkacego w Zakopanem >>> 







piątek, 16 grudnia 2016

"Ojciec, dziadek, cichociemny" - reportaż Eweliny Karpacz-Oboładze

Jak to jest być dzieckiem cichociemnego? 

A jak to jest być wnukiem? A prawnukiem? 

Jak legendarnych skoczków Armii Krajowej wspominają ich potomkowie? 




Na stronie Polskiego Radia można wysłuchać reportażu Eweliny Karpacz-Oboladze o wpływie przeszłości na teraźniejszość i przyszłość: 

OJCIEC, DZIADEK, CICHOCIEMNY... 


Relacja z powstawania reportażu TUTAJ >>>  




wtorek, 6 grudnia 2016

Na wojskowo w Muzeum Narodowym w Krakowie



Listopad to miesiąc wielkiego Święta Niepodległości. 11 listopada świętowaliśmy w Myślenicach, kolejne weekendy też były pełne patriotycznych akcentów. Ważnym wydarzeniem była wizyta w krakowskim Muzeum Narodowym. Dwie wystawy: Broń i barwa w Polsce oraz Sztuka Legionów Polskich są warte polecenia nie tylko wielbicielom militariów, ale każdemu, kto lubi wędrówki przez dawne epoki. Obie wystawy były interesujące nie tylko dla dorosłych i prawie-dorosłych przedstawicieli rodziny Ingardenów, ale też dla Błażeja i Mikołaja, którzy chętnie przenosili się w czasie przymierzając kolejne historyczne nakrycia głowy. Kolekcja wystawy Broń i barwa to ponad 2000 eksponatów związanych z wojskowością od czasów średniowiecza do II wojny światowej. Prawdziwą perełką jest rząd koński i inne pamiątki należące do hetmana Stefana Czarnieckiego, czy sukmana Tadeusza Kościuszki.


Sztuka Legionów Polskich jest wystawą czasową. Składa się głównie z dzieł sztuki i pamiątek legionowych. Świetnym pomysłem dla młodszych gości są okopy i ziemianka z I wojny światowej. O szczegółach pomysłu czytamy na blogu MNK: I wojna światowa jawi się nam jako wojna okopowa, z nieprzerwanym ciągiem rowów ze stanowiskami strzeleckimi, ziemiankami, które stawały się dla walczących domem. Ale było to również miejsce pracy artystów – legionistów tworzących swoje dzieła na froncie, pośród kolegów żołnierzy. Dlatego do wyposażenia tego okopu użyto współcześnie wykonanych replik umundurowania Legionów Polskich oraz ich sojuszników.


Zwiedzanie obu wystaw było nie tylko wspaniałą lekcją historii, ale też świetną zabawą dla całej rodziny :)

Więcej o wystawach na stronie Muzeum Narodowego:
Broń i barwa w Polsce >>>
Sztuka Legionów Polskich >>>  








czwartek, 24 listopada 2016

Jak powstaje reportaż?

...czyli Antoni Żychiewicz ps. „Przerwa” w radiowej Jedynce.

Reportaż radiowy powstaje w kilku etapach. Etap I to pomysł. Dziennikarka Polskiego Radia, pani Ewelina Karpacz-Oboładze, dostała zadanie: reportaż historyczny o Cichociemnych, czyli spojrzenie na jednego ze skoczków przez pryzmat jego rodziny. W trakcie poszukiwań bohatera trafiła na Cichociemnego – Żychiewicza. „To jest to!” pomyślała i przeszła do etapu II, czyli przygotowań. Nawiązała kontakt, umówiła się, zapoznała z poczynaniami rodziny „Przerwy”.


23 listopada 2016 to etap III, już bardzo konkretny - spotkanie z Ingardenami w Przychodni Weterynaryjnej THERIOS i nagrania. Tematyka reportażu dotyczyła Dziadka / Pradziadka Antoniego, ale była to historia widziana oczami rodziny. Były ulubione opowieści o wojennej miłości, było trochę o dylematach moralnych, mówiliśmy też sporo o naszych odczuciach i o ogromnym wpływie, jaki miały na kolejne pokolenia losy i decyzje przodków. Swoje 5 minut miał też Hajduk „Hulaj Dusza”, gończy polski Ingardenów, który zaprezentował kilka sztuczek i wykazał talent aktorski pokaszlując i prezentując cały arsenał swoich smutnych min.

Korzystając z okazji wizyty w Myślenicach prawdziwej dziennikarki z dalekiej Warszawy, udało się namówić Panią Ewelinę na spotkanie z uczniami Gimnazjum nr 1, szkoły, do której uczęszczają wnuczki Antoniego Żychiewicza i która aktywnie uczestniczyła w obchodach Roku Cichociemnych.

Teraz przed reportażem etap IV, czyli składanie wszystkiego w całość, etap V niecierpliwego wyczekiwania i etap VI – emisja gotowego dzieła w Polskim Radiu.

Więcej o Ewelinie Karpacz-Oboładze TUTAJ >>>
Reportaże Pani Eweliny TUTAJ >>>

Link do „naszego” reportażu niebawem :)


czwartek, 17 listopada 2016

Papierowy bohater

Aleksander Tarnawski: legendarny wojownik, bohater, żołnierz-ikona, żywa legenda. Noszony na rękach przez wojskowych, pokazywany dzieciom jako wzór patriotyzmu, przedstawiany jako autorytet. Bohater książek, artykułów, spotkań. Obwieszany medalami za dzielność, zasługi dla Kraju i Kościoła. Kim jest ten człowiek, przed którym chylą głowy najważniejsi dowódcy, fotografują się celebryci i zabiegają o wywiady najgłośniejsze stacje telewizyjne i radiowe?

Zaglądnęłam do kilku portali internetowych, wysłuchałam kilku wywiadów i reportaży, przeglądnęłam artykuły, wysłuchałam kilku wypowiedzi „na żywo” i kilku bezpośrednich relacji szarych śmiertelników, a na koniec przeczytałam książkę Marata i Wójcika pt. „Ostatni”. Teraz zastawiam się, gdzie tkwi błąd? W wydawałoby się wykształconym społeczeństwie powinno się znaleźć wiele osób, które słuchają, nie tylko słyszą. Słuchają... i rozumieją. Pan Aleksander otwarcie obala bohaterstwo Cichociemnych, miesza z błotem Żołnierzy Wyklętych, obraża polskich oficerów przedwojennych i współczesnych (oficerowie to najczęściej nie jest zgrupowaniu orłów intelektualnych... i to dotyczy też wysokich oficerów), śmieje się z patriotyzmu i na każdym kroku podkreśla, że jest przede wszystkim Europejczykiem, a nie Polakiem... Pluje nam, Polakom, patriotom w twarz, a my ubieramy się w szeroki uśmiech i mówimy, że deszcz pada... Można to wszystko zrzucić na podeszły wiek. Prawda, nasz bohater nie pamięta nawet swojej legendy, nie pamięta żadnego z nazwisk, których używał w czasie konspiracji, nie pamięta nawet, za co dostał cztery Krzyże Walecznych (nomen-omen dostał je za raptem 4 tygodnie pobytu w oddziałach AK na Nowogródczyźnie), co więcej, nawet nie pamiętał, że je dostał! Śmieje się, że widocznie za te cztery szklanki whisky, które wychylił przed lotem do Polski...


W różnych artykułach mętnie jest wspominana „bogata wojenna przeszłość” „Upłaza”. Oddaję głos Panu Aleksandrowi:
  • Z nudów zacząłem robić wódkę! Bo wrogiem była nuda, proszę panów, nuda!
  • To nie był złe życie, ale dla mnie nuda nie do zniesienia (…) A ja po tych dwóch, prawie trzech latach nieróbstwa poleciałbym wszędzie, gdzie by kazali.
  • Nie mieliśmy żadnego militarnego znaczenia.
  • W Warszawie oczywiście rozglądałem się za dziewczynami. Podobało mi się to miasto, wyglądało pięknie. Gdyby nie patrole żandarmów Schutzpolizei kroczących tak powoli, dostojnie, to mógłbym sobie wyobrazić, że wojny nie ma. Nie brałem udziału w jakichś konspiracyjnych spotkaniach, więc nie widziałem jakiegoś patriotycznego wzmożenia. Patrzyłem na ludzi i przyznam, że po latach byłem trochę zaskoczony, czytając w pamiętnikach z tego okresu, że warszawiacy przemykali ulicami jak duchy, że był głód i nędza. Ja pamiętam tętniące życiem miasto. Piękne! Ale miałem dwadzieścia dwa lata. Człowiek w takim wieku wszystko ma w dupie.
  • Nie dostałem żadnego konkretnego, poważnego zadania. Na polecenie dowódcy zajmowałem się... musztrą. Uczyłem partyzantów komend, żeby przynajmniej de nomine ten oddział wyglądał na wojsko.
  • W żadnej z tych akcji* nie wziąłem bezpośredniego udziału .Z tego co pamiętam, moje „boje” to zasadzka na jakiś patrol, która nie wypaliła i rzeczywiście ciągła wymiana ognia z partyzantką sowiecką, ale raczej bez strat. Ja byłem wyszkolony jako dywersant, potrafiłem wysadzać szyny, ale robić tego już nie zdążyłem.
  • Pan dostał cztery Krzyże Walecznych. To... bzdura jakaś. To za co Pan te krzyże dostał? Nie wiem. Gdyby Pan miał sobie odznaczenie przyznać, to za co? Za nic.
  • Nie wiem, dlaczego nie wziąłem udziału w operacji „Ostra Brama”. Zostałem wycofany. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego mnie nie skierowano do udziału w tej operacji.
  • Żeby bezpiecznie poruszać się w Białymstoku, poszliśmy do sowieckiego dowództwa, komendantury. Dowódca siedział za biurkiem, słońce świeciło mu prosto w oczy. Ja się poderwałem i wskoczyłem na parapet, aby mu firankę zasłonić. Żeby nie cierpiał. Dał nam przepustkę do Lublina. Z Lublina wyruszyliśmy już sowieckim samochodem.
  • Po wojnie [Henryka] (żona) wróciła do Polskiego Radia. Żeby móc tam pracować, oczywiście wstąpiła do partii, przez jakiś czas była zastępcą dyrektora w Radiu Katowice.
  • Nie wykluczam, że nie nadawałem się na cichociemnego. Może.
Jak to możliwe, że ta noszona na rękach legenda nie brała udziału w żadnej walce? Nie miał żadnych zadań, poza wspomnianą musztrą? Nie przenosił meldunków, nie wykonywał wyroków na zdrajcach, nie wysadzał pociągów, nie szkolił młodzieży? Przecież z nudów był gotów polecieć wszędzie! To dlaczego choćby z nudów nie włączył się w działalność konspiracyjną? Spacerował z Żydówką, jadł jagody z sowieckim pilotem, a na końcu został wypuszczony przez Rosjan, bo... mizernie wyglądał. A po wojnie... Większość Cichociemnych, którzy przeżyli walczyła o przetrwanie. Kilku zamordowało UB, wielu straciło zdrowie, najlepsze lata swojego życia i szansę na karierę zawodową. Pan Aleksander był wyjątkiem: Ja nie miałem żadnych problemów. Pod koniec wojny wróciłem do siebie, na Śląsk, do mojego rodzinnego Chorzowa. Dokończyłem studia chemiczne i rozpocząłem pracę w zawodzie. Gdy mnie pytano o to, co robiłem w czasie wojny, mówiłem, że byłem na robotach w Niemczech. Nikomu nie powiedziałem prawdy i dzięki temu przeżyłem PRL w spokoju. Dziwne słowa, tym bardziej, że ówczesne władze komunistyczne miały dane wszystkich Cichociemnych. A Pan Aleksander nie ukrywał się, nie zmieniał nazwiska. Co więcej, pracował w przesiąkniętym komuną Polskim Radiu. Dobrze mu się wiodło. Nie miał żadnych problemów z pracą. Po lekturze 400 stron donosów na mojego Dziadka, które miałam niedawno okazję otrzymać z IPN, wiem, że takie życie było niemożliwe. Lata inwigilacji, problemy na studiach, potem zmiany miejsca pracy, próby chronienia dzieci. W domu kotły, ukrywanie zmaltretowanych kolegów. Prześladowani rodzice i rodzeństwo, konieczność zmiany miejsca zamieszkania. Kartoteka sięgająca lat 70-tych! Jak to możliwe, że takie życie ominęło Pana Aleksandra? Żona działająca od pierwszych dni powojennych w partii? Znamienny jest moment, w którym Pan Aleksander ujawnił się światu. Nie wtedy, kiedy żyła jeszcze całkiem spora grupa skoczków, tylko wtedy, gdy wszyscy, którzy mogli go znać pomarli. To nieprawda, że się „spotykał” z innymi Cichociemnymi. Na najważniejszych spotkaniach nie bywał. Z gliwickimi Cichociemnymi kontaktów nie utrzymywał (osobiście to potwierdził na jednym ze spotkań w Gliwicach).


Jako wnuczka Cichociemnego wiem, że słowa Pana Aleksandra są nieprawdziwe i niesprawiedliwe. A co myślą te wszystkie dzieciaki, którym się przedstawia ostatniego żyjącego Cichociemnego jako bohatera? Czy nie pomyślą, że tak wyglądają prawdziwi bohaterowie? Bez szacunku dla Ojczyzny, wiecznie znudzeni, gromadzący odznaczenia i awanse, na które nigdy nie zasłużyli? Wyśmiewający prawdziwych bohaterów? Czy na takich osobach ma się wzorować dzisiejsza młodzież? Jedno prawdziwe zdanie „Upłaza”, na które nikt nie zwraca uwagi to odcięcie się od bohaterstwa. Nie jestem żadnym bohaterem budzi wręcz zachwyt i entuzjazm. Jest wożony na spotkania, na których zawsze mówi tych samych kilka zdań, obwieszany odznaczeniami, których nie szanuje i prezentami, których nie docenia. Wszystko za zasługi, których nie ma i walki, w których nigdy nie brał udziału.

* mowa o licznych potyczkach nowogródzkiej AK w czasie, gdy służył tam Tarnawski
Recenzja książki "Ostatni" TUTAJ >>>


środa, 16 listopada 2016

„Ostatni”

„Ostatni. Historia cichociemnego Aleksandra Tarnawskiego ps. „Upłaz””. To miała być ważna książka. Sięgnęłam po nią z ciekawością, bo losy wojenne i powojenne Pana Aleksandra były od pierwszych chwil, kiedy ujawnił się światu, owiane wielką tajemnicą. Podtytuł książki sugeruje, że nareszcie rąbek tajemnicy zostanie uchylony. Niestety, tytuł dotyczy chyba innej książki, bo historia  „Upłaza” to raptem 120 stron, czyli zaledwie 1/3. Reszta to luźno związane z bohaterem historie osób, których tytułowy bohater nawet nie znał, cichociemnych, patriotów, bohaterów, aktywnie walczących z wrogiem żołnierzy AK, kawalerów Orderu Virtuti Militari (Aleksander Tarnawski jako jeden z niewielu Cichociemnych Virtuti Militari nie otrzymał).

Wspomniane 120 stron wywiadu wypełnione jest wypowiedziami Pana Aleksandra, często krótkimi równoważnikami zdań i przydługawymi fragmentami różnych wspomnień odczytywanych przez przeprowadzających wywiad oraz cztery anonimowe życiorysy na końcu książki, nie wiadomo po co. Mam wrażenie, że chodziło tylko o to, żeby przekroczyć 300 stron, a książkę wypełnić czymkolwiek, bo tylko powyżej 300 stron autorzy otrzymali honorarium. Rozumiem, że Pan Aleksander nie miał wiele do powiedzenia, a książka ze względu na Rok Cichociemnych musiała powstać. W końcu to sposób na sukces finansowy, bo w ogromnej liczbie szkolnych konkursów dotyczących Cichociemnych podstawową nagrodą jest właśnie książka „Ostatni”. Nieważne, że nikt jej nie przeczyta. Niektórzy się do tego przyznają, a inni będą twierdzić uparcie, że przeczytali, modląc się w duchu, żeby ktoś nie powiedział sprawdzam. Zresztą, pewnych osób nie wypada sprawdzać... A jak w końcu ktoś się przełamie i zagłębi się w lekturze, to tak jak ja przetrze oczy ze zdumienia. Cichociemny? Nie wierzę. A dla tych, którzy przeczytali „Ostatniego” od deski do deski mam zagadkę: komu dowódcy w Wielkiej Brytanii napisali w opinii, że jest niezbyt inteligentny, a także bez wyobraźni i inicjatywy? I w którym miejscu książki jest taka informacja?

Źródło zdjęcia

poniedziałek, 14 listopada 2016

210 rocznica urodzin Emilii Plater

13 listopada 1806 roku, urodziła się w Wilnie Emilia Broel-Plater, polska hrabianka, kapitan Wojska Polskiego, jedna z inicjatorek Powstania Listopadowego na Litwie. Patriotka, romantyczka, wielbicielka książek. Pisała wiersze, śpiewała, pięknie rysowała. Uprawiała fechtunek, jazdę konną, myślistwo, dużo wędrowała. 



13 listopada 2016, w Myślenickim Domu Kultury, odbył się przygotowany przez młodzież spektakl pt. Cmentarzysko Historii. Występowała w nim również Julia Ingarden, grając Emilię Plater, dokładnie w 210 rocznicę jej urodzin. Jako Emilia mówiła: Ktoś wywołał mnie, kapitana Wojska Polskiego, Emilię Broel Plater herbu Plater? 

Warto też wspomnieć, że Irena Siwicka-Żychiewicz, prababcia Julki, chodziła do warszawskiej szkoły imienia Emilii Plater, słynnej "Platerówki". O szkole i jej patronce przeczytać możemy w konkursowej pracy Julki pt. "Irena Siwicka-Żychiewicz. Niezwykła historia mojej prababci": Irena uczęszczała do Gimnazjum i Liceum im. Emilii Plater w Warszawie. Była to dobra szkoła na wysokim poziomie. Nauka połączona była z wypoczynkiem i sportem na świeżym powietrzu, blisko natury. W niedługim czasie Irena miała historię Polski w małym palcu, a patronka szkoły, legendarna Emilia Plater, stała się jej przewodniczką i wzorem do naśladowania zarówno podczas nauki, jak i później, podczas Powstania Warszawskiego. 

Na zakończenie przypomnę piękny wiersz Adama Mickiewicza pt. „ŚMIERĆ PUŁKOWNIKA”:

W głuchej puszczy, przcd chatką leśnika,
Rota strzelców stanęła zielona;
A u wrót stoi straż Pułkownika,
Tam w izdebce Pułkownik ich kona.
Z wiosek zbiegły się tłumy wieśniacze,
Wódz to był wielkiej mocy i sławy,
Kiedy po nim lud prosty tak płacze
I o zdrowie tak pyta ciekawy.

Kazał konia Pułkownik kulbaczyć,
Konia w każdej sławnego potrzebie;
Chce go jeszcze przed śmiercią obaczyć,
Kazał przywieść do izby - do siebie.
Kazał przynieść swój mundur strzelecki,
Swój kordelas i pas, i ładunki;
Stary żołnierz - on chce jak Czarniecki.
Umierając, swe żegnać rynsztunki.

A gdy konia już z izby wywiedli,
Potem do niej wszedł ksiądz z Panem Bogiem;
I żołnierze od żalu pobledli.
A lud modlił się klęcząc przed progiem.
Nawet starzy Kościuszki żołnierze,
Tyle krwi swej i cudzej wylali,
Łzy ni jednej - a teraz płakali
I mówili z księżami pacierze.

Z rannym świtem dzwoniono w kaplicy;
Już przed chatą nie było żołnierza,
Bo już Moskal był w tej okolicy.
Przyszedł lud widzieć zwłoki rycerza,
Na pastuszym tapczanie on leży -
W ręku krzyż, w głowach siodło i burka,
A u boku kordelas, dwururka.

Lecz ten wódz, choć w żołnierskiej odzieży,
Jakie piękne dziewicze ma lica?
Jaką pierś? - Ach, to była dziewica,
To Litwinka, dziewica-bohater,
Wódz Powstańców - Emilija Plater!

Więcej o Emilii Plater na stronie Wikipedii i Polskiego Radia



środa, 2 listopada 2016

W Gliwicach stanął Pomnik Cichociemnych!

26 października 2016. Ważny dzień dla Gliwic. Od rana w okolice Garnizonowego Kościoła pod wezwaniem Św. Barbary nadjeżdżają większe i mniejsze grupy wojskowych i umundurowanej młodzieży. Widać też sporą grupę elegancko ubranych polityków oraz kombatantów z biało-czerwonymi opaskami na ramionach. Tego dnia miało miejsce odsłonięcie pomnika, a właściwie obelisku poświęconego Cichociemnym – Spadochroniarzom Armii Krajowej. Na tablicy wykute zostały słowa:

GLIWICCY CICHOCIEMNI
SPADOCHRONIARZE ARMII KRAJOWEJ
ELITA POLSKI WALCZĄCEJ

EDWARD KIWER ps. „Biegaj”
BOLESŁAW POLOŃCZYK ps. „Kryształ”
LESZEK RATAJSKI ps. „Żal”
ALEKSANDER TARNAWSKI ps. „Upłaz”
BOGUSŁAW WOLNIAK ps. „Mięta”
ANTONI ŻYCHIEWICZ ps. „Przerwa”

Gliwice 2016

Uroczystość rozpoczęła Msza Święta odprawiana przez kapelanów wojskowych pod przewodnictwem Biskupa Polowego Wojska Polskiego Józefa Guzdka. We Mszy Św. uczestniczyły rodziny wszystkich upamiętnionych Cichociemnych, przedstawiciele władz, dowódcy wojskowi, kompania honorowa WP z Krakowa, orkiestra wojskowa oraz liczne poczty sztandarowe, żołnierze, strzelcy, szkoły mundurowe, uczniowie oraz mieszkańcy Gliwic.

Po Mszy Św. przyszedł czas na oficjalne wystąpienia organizatorów, przedstawicieli Rządu i władz. Obelisk został poświęcony przez Biskupa Guzdka, a ku czci Cichociemnych wojsko oddało salwę honorową.

Organizatorami uroczystości byli Komendant 4 Wojskowego Oddziału Gospodarczego w Gliwicach płk Mirosław Molik oraz Przewodnicząca Gliwickiego Klubu GazetyPolskiej Marta Święcicka. Patronatem honorowym odsłonięcie pomnika objął Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz, którego reprezentowali Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Bartłomiej Grabski oraz Dyrektor Generalny MON Bogdan Ścibut. Koniecznie trzeba wspomnieć o licznych przedstawicielach Wojsk Specjalnych, którzy zaszczycili imprezę swoją obecnością. Obecny był płk Ryszard Pietras – zastępca Dowódcy Komponentu WojskSpecjalnych, płk Sławomir Drumowicz – Dowódca JW AGAT, płk Mirosław Krupa – Dowódca JW NIL, ppłk Robert Kopacki – Dowódca JW GROM, ppłk Robert Szczeszek – z-ca Dowódcy JW Komandosów. Obecni byli również: ppłk Robert Kruz – Dowódca 6 BatalionuPowietrznodesantowego,
ppłk Roman Nowogrodzki - Komendant WKUw Gliwicach, Jarosław Wieczorek - Wojewoda Śląski, Zygmunt Frankiewicz – Prezydent Miasta Gliwice, Ewa Pokorska-Ożóg – Śląski Wojewódzki Konserwator Zabytków, Tomasz Sakiewicz – redaktor naczelny Gazety Polskiej, płk Jan Święcicki – Prezes Stowarzyszenia NIL, Janusz Wójcik – Prezes „Granitu-StrzegomSA”, Adam Burzywoda – Prezes Fundacji „Szturman” i wielu innych znamienitych gości, których nie sposób wszystkich wymienić.

Młodzież reprezentowały szkoły mundurowe, Strzelcy Rzeczypospolitej, uczniowie Szkoły Podstawowej z Bojkowa oraz czwórka harcerzy z Myślenic – prawnuków Cichociemnego Żychiewicza. Rodzinę Antoniego reprezentowały oprócz córki Marty Święcickiej, głównej organizatorki, dwie wnuczki – autorka tekstu Maja Ingarden oraz dziennikarka Sabina Treffler.

Pod pomnikiem złożone zostały liczne wieńce i wiązanki. Po zakończeniu uroczystości część gości mogła podziwiać i zwiedzać stoisko przygotowane przez żołnierzy JW AGAT i Garnizonu Gliwickiego, na którym oprócz broni i prezentacji maskowania zaprezentowane zostały wozy bojowe, m.in. piaskowy M-ATV, których fanami są wszystkie dzieci Ingarden. Tego dnia spełniło się ich marzenie, żeby zwiedzić wnętrze wozu i stanąć na wieżyczce strzelniczej.

Odsłonięcie pomnika jest jedną z ostatnich tegorocznych uroczystości upamiętniających Rok Cichociemnych. Impreza gliwicka była bardzo uroczysta i doskonale zorganizowana. Jak będziecie w Gliwicach to koniecznie zajrzyjcie w okolice Kościoła Garnizonowego, żeby oddać honor Bohaterom :)





Więcej o uroczystości: