czwartek, 27 kwietnia 2017

Śladami Hipolita – poznajemy Ojcowiznę

Wierzyccy z córkami (starsza Maria Julia)
Hipolit Wierzycki - ojciec, urodzony 13 sierpnia 1857 roku, syn Wincentego Wierzyckiego i Marii z d. Sataleckiej. Mąż Marii Rothenburg-Rościszewskiej h. Junosza (córka Gustawa i Anieli Umińskiej h. Cholewa), ojciec Marii Julii Żychiewicz, dziadek cichociemnego Antoniego Żychiewicza. Życiorysu Hipolita przybliżać nie będę, bo zrobiła to Łucja na swoim blogu. Na blogu "dziadkowym" opisywałam wcześniej historię Hipolita Wierzyckiego - syna, żołnierza Legionów Piłsudskiego.  Hipolita - ojca wspominam ze względu na jego związek z Tarnowem – miastem, którego uroku do tej pory nie doceniałam, a które miałam przyjemność 26 kwietnia 2017 odwiedzić.

Do Tarnowa pojechałyśmy we trójkę z Julką i Karoliną – laureatkami etapu wojewódzkiego konkursu PTTK „Poznajemy Ojcowiznę”. Obie Ingardenówny startowały w kategorii indywidualnej w grupie gimnazjów, po raz kolejny przekopując się przez historię rodzinną. Karolina napisała pracę pt. „Moje Podhale – wędrówka przez pokolenia”, a Julka po raz kolejny zajęła się pradziadkiem Antonim, skupiając się na jego wędrówce wojennej „z Polski do Polski”. Obie zostały wyróżnione – Karolina zajęła pierwsze miejsce, przechodząc do etapu ogólnopolskiego, Julka była druga. W trakcie rozdania nagród dotarła do nas informacja, że Karolina na etapie ogólnopolskim również została laureatką (szczegóły pod koniec maja).

Grupa uczniów z Myślenic 
Po rozdaniu nagród nagrodzeni uczniowie mieli okazję pod opieką przewodnika zwiedzić tarnowską Starówkę. Dla nas najważniejszym punktem był budynek dawnego Hotelu Krakowskiego, w którym swoją siedzibę miał wspomniany już wcześniej pra-pra-dziad (dla dziewczyn pra-pra-pra-dziad) Hipolit Wierzycki, kupiec tarnowski. Jego sklep uwieczniony został na jednej z wielu wydanych przez firmę Hipolita pocztówek. Budynek przetrwał w stanie prawie niezmienionym do dzisiaj, co widać na zdjęciach. W pobliskim Centrum Informacji Turystycznej udało się nam kupić albumy z tarnowskimi pocztówkami, również tymi wydanymi przez naszego przodka.

Hotel Krakowski pod koniec XIX wieku 
Dawny Hotel Krakowski dzisiaj


Temat Tarnowa ciągle czeka na dokładniejsze rozpracowanie – nie znamy nadal adresu zamieszkania rodziny Wierzyckich, szerszego poznania wymaga szkoła sióstr Urszulanek, do której uczęszczała Maria Julia, konieczna będzie też wizyta w Archiwum Diecezji Tarnowskiej, w której znajdują się metryki wielu Żychiewiczów. W planach jest też rodzinno-strzeleckie zdobycie odznaki PTTK „Śladami Cmentarzy Wojskowych I Wojny Światowej”. 



Więcej o odznace TUTAJ >>> 
Więcej o Hipolicie - ojcu TUTAJ >>>
Więcej o Hipolicie - synu TUTAJ >>> 
Więcej o konkursie TUTAJ >>>

wtorek, 11 kwietnia 2017

Łucznictwo konne – tor węgierski

Łucznictwo konne to pełna emocji, a do tego bardzo widowiskowa konkurencja sportowa. Polska od kilku lat znajduje się w ścisłej czołówce światowej, a nasza ulubiona zawodniczka, Anka Sokólska, jest zbierającą na każdych zawodach najwyższe laury Mistrzynią Świata.

Dziewczyny Ingarden w niedzielę 9 kwietnia 2017 wzięły udział w zorganizowanym przez Stajnię Sarmacja szkoleniu na torze węgierskim. Konkurencja węgierska została wprowadzona przez znanego węgierskiego łucznika konnego Kassai Lajosa i jest rozgrywana na większości międzynarodowych zawodów łucznictwa konnego. Jeździec ma do przejechania tor długości 90 metrów i na tym dystansie oddaje strzały do trzech tarcz ustawionych w odległości 9 metrów od toru.

Nasze kursantki nie strzelały do trzech tarcz, tylko do jednej obrotowej. Dosiadły własnych, nieco zdziczałych koni. Początkowo nie było łatwo, bo Urania nie chciała przemieszczać się bez Elfa, a Elf zapomniał, że jest coś takiego, jak spokojny, równy galop. Pierwsza część szkolenia była sporym wyzwaniem zarówno dla dziewczyn, jak i dla koni. Część popołudniowa była już prawdziwą frajdą, bo uczestnicy coraz częściej oddawali celne strzały, a konie wprawdzie nadal miały problemy z hamulcami, ale przynajmniej galop był równy. Julka biła rekordy prędkości, niejednokrotnie osiągając czas przejazdu poniżej 9 sekund (norma 16 ;)), a Karolina szlifowała kierowanie Uranią przy pomocy myśli.

Zwracam uwagę, że do strzelania z łuku potrzebne są dwie ręce, a pędzący po torze wyciągniętym galopem (a często cwałem) koń jest kierowany wyłącznie dosiadem i… myślą. Dlatego jest to konkurencja nie tylko dla świetnych jeźdźców, ale dla prawdziwych koniarzy, którzy potrafią mentalnie połączyć się ze swoim wierzchowcem i zaufać mu.

Szczególne podziękowania należą się oczywiście wspaniałym i niezastąpionym instruktorom – Leszkowi i Abratowi, którzy jak zorganizowali kolejne świetne szkolenie i zapewnili super atmosferę <3

Więcej informacji o konkurencji węgierskiej TUTAJ >>>