niedziela, 28 grudnia 2014

Nowa zdobycz fotograficzna :)

Dzięki poświątecznej wizycie u Pawła mogę zamieścić na blogu kopię zdjęcia. Na razie niewiele o nim wiem. Na pewno było to któreś z wielu spotkań cichociemnych, pewnie lata 90-te lub początek 2000. Jako jedyna kobieta Elżbieta Zawacka.Drugi od prawej w pierwszym rzędzie Antoni Żychiewicz. Pozostałe osoby zidentyfikuję wkrótce :)


"Wkrótce" nadeszło. Dziękuję za pomoc pani Annie Rowickiej i Renacie Zych z Fundacji im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej. 
Na zdjęciu od lewej stoją cichociemni: 
Julian Piotrowski, ps. "Rewera 2", "Górka 2"
Kazimierz Bernaczyk - Słoński, ps. "Lido", "Rango", "Rysiek" 
Na górze: 
Alojzy Józekowski, ps. "Sadyba"
Stefan Przybylik, ps. "Gruch", "Fonja"
Antoni Nosek, ps. "Kajtuś", "Reneta", "Polan", "Hogbod"
Bronisław Konik, ps. "Sikora"
Zdzisław Luszowicz, ps. "Szakal", "Pamflet"
prawdopodobnie Zygmunt Ulm, ps. "Szybki", "Zwinny"
Stefan Bałuk, ps. "Starba", "Kubuś", "Michał Bałucki", "Michał Zawistowski"
Na dole (obok Słońskiego) 
Bronisław Czepczak - Górecki, ps. "Zwijak 2", "Zebra 2", "Bolek"
Elżbieta Zawacka, ps. "Zelma", "Sulica", "Zo"
Antoni Żychiewicz, ps. "Listek", "Przerwa", "Puszczyk"
Zdzisław Straszyński, ps."Meteor"

Zdjęcie zostało zrobione na którymś ze spotkań cichociemnych przed 2001 rokiem. 
Wiem od Dziadka, że cichociemni po wojnie trzymali się razem i nawzajem wspierali. Spotkania wzmacniały ich przyjaźń... Poza Antonim Noskiem wszyscy obecni na zdjęciu odeszli na wieczną wartę...

środa, 17 grudnia 2014

gen. Jan Nepomucen Umiński - też ma miejsce na naszym drzewie...

Temat drzewa drążę dość systematycznie, ale niezbyt intensywnie. Na szczęście jest Łucja, autorka bloga rodzinnego o Wierzyckich. I to ona od czasu do czasu zaskakuje mnie nowymi informacjami o przodkach i potomkach Marii Julii Żychiewicz, z domu Wierzyckiej, mamy Antoniego. I zna odpowiedzi na wszystkie pytania. Potrzebuję kogoś z listy katyńskiej? Proszę bardzo. Ktoś z okładki czasopisma? Proszę, oto jest. Krzyżackie korzenie? Też się znajdą. Wojskowy? Powstaniec styczniowy? Cała lista. Nawet hipoteza o Tatarach wileńskich się znalazła. Bo przecież po kimś muszę mieć zamiłowanie do łucznictwa konnego. Pewnym zaskoczeniem była informacja o Janie Nepomucenie Umińskim. Znana postać, generał. Wikipedia pisze o nim tak:

 "Jan Nepomucen Umiński herbu Cholewa (ur. 5 lutego 1778 w Czeluścinie, zm. 1851 w Wiesbaden) - generał brygady Księstwa Warszawskiego. Brał udział w powstaniu kościuszkowskim w roku 1794, gdzie był adiutantem generała Antoniego Madalińskiego. W roku 1806 walczył pod Gdańskiem i Tczewem w czasie wojen napoleońskich. Został ranny i dostał się do pruskiej niewoli. Został uwolniony w roku 1807 i wstąpił do francuskiej kawalerii, gdzie miał stopień majora. Po pewnym czasie przeniósł się do armii Księstwa Warszawskiego. W Poznaniu był dowódcą szwadronu Gwardii Honorowej, w skład którego wchodzili przedstawiciele wielkopolskich rodów. W czasie wojny polsko-austriackiej w 1809, walczył pod Sandomierzem. W 1812 wziął udział w kampanii rosyjskiej. Walczył w bitwie pod Borodino i pod Smoleńskiem. Jako pierwszy wkroczył na czele huzarów do Moskwy. W korpusie ks. Józefa Poniatowskiego walczył w bitwie pod Lipskiem w 1813, gdzie został ranny i dostał się do niewoli. Po zwolnieniu w 1815 wstąpił do armii Królestwa Kongresowego. W 1816 odszedł z wojska i osiadł w Smolicach. W 1820 założył Związek Kosynierów, potem został członkiem Towarzystwa Patriotycznego, za co został skazany przez Prusaków w roku 1826 na 6 lat więzienia. Na wieść o wybuchu powstania listopadowego uciekł z więzienia w Głogowie i wstąpił do wojska. Początkowo jako prosty żołnierz bił się pod Wawrem i Grochowem. Generał Dembiński powierzył mu dowództwo nad 1 Korpusem kawalerii. W marcu 1831 jego korpus operował nad Narwią. Dowodził w wygranej bitwie pod Jędrzejowem, wziął udział w bitwie pod Ostrołęką, po której wystąpił z ostrą krytyką wobec gen. Skrzyneckiego. Bronił Warszawy. Po zdobyciu jej był przez 1 dzień (23 września 1831) wodzem naczelnym. Po kapitulacji z wojskiem przeszedł do Modlina. W Płockiem miał zatarg z gen. Maciejem Rybińskim. Po upadku powstania udał się na emigrację do Francji. Był współpracownikiem ks. dama Jerzego Czartoryskiego. W 1832 był jednym z założycieli Towarzystwa Literackiego w Paryżu. Potem przeniósł się do Wiesbaden, gdzie zmarł. Był członkiem loży wolnomularskiej Bracia Zjednoczeni w drugim stopniu rytu ("czeladnik") w 1829 roku. Został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari."


Kim był dla mnie Jan Nepomucen? Był bratem ciotecznym mojego pra-pra-pra-pra dziadka, Erazma Umińskiego. Czyli idąc w górę od Antoniego: Antoni Żychiewicz -> Maria Julia Żychiewicz (z d. Wierzycka) -> Marianna Wierzycka (z d. Rothenburg-Rościszewska) -> Aniela Rothenburg-Rościszewska (z d. Umińska) -> Erazm Umiński. 

wtorek, 11 listopada 2014

11 listopada 2014, garść refleksji...

11 listopada to świąteczne zakończenie pracowitego weekendu.
Julka w poczcie sztandarowym ZHP

W poszukiwaniu wspomnień rodzinnych zrobiłam krok naprzód. Swoimi wspomnieniami podzieliła się siostrzenica Ireny. Opisała m. in. historię specyficznego poczucia humoru Ireny (to chyba jakaś wada rodzinna ;)): pewnego dnia Irena wpadła na pomysł, żeby zrobić małej Ewie psikusa. Zawołała siostrzenicę do ciemnego przedpokoju, w którym postawiła na stoliku trupią czaszkę podświetloną latarką...

Nawiązaniem do Święta Niepodległości jest Albin Żychiewicz, stryj Antoniego, który był Legionistą, działaczem niepodległościowym i dziennikarzem. Zmarł w 1929 roku z powodu starych ran odniesionych w czasie walk w Legionach, o czym donosi notatka w Dzienniku Lwowskim.

Prawnuczki Ireny i Antoniego, Julia i Karolina, zaliczyły ważne harcerskie kursy, Julka kurs przybocznych, Karolina kurs zastępowych. Karolka złożyła Przyrzeczenie Harcerskie i dostała Krzyż Harcerski. We wtorek 11 listopada, w ostatnim dniu kursów, obie brały udział w myślenickich uroczystościach z okazji Święta Niepodległości.


Błażej - najmłodszy zuszek :)

Myśleniccy harcerze




czwartek, 16 października 2014

czwartek, 2 października 2014

Pożegnania...

Wczoraj pożegnaliśmy Zdzisława Rocha Wierzyckiego, kuzyna Antoniego Żychiewicza. Nie zdążyłam go poznać osobiście, jedynie z opowiadań Łucji Wierzyckiej, jego córki. Łucja jest osobą w naszej rodzinie bardzo ważną, ponieważ jako pasjonatka genealogii tropi ślady przodków systematycznie i uparcie. Dla zainteresowanych link do bloga prowadzonego od lat przez Łucję: http://lakewierzycki1.bloog.pl/  
Na jednym z rodzinnych "lwowskich" zdjęć znajduje się Antoni z kuzynami Wierzyckimi, kuzyn z prawej to właśnie Zdzisław.


Pogrzeb odbył się w Rabce, na Cmentarzu Komunalnym przy ul. Kilińskiego. Zmarły chciał wrócić po śmierci do miejsca, w którym się urodził i gdzie spoczywa jego matka. I wrócił. W deszczowy, pochmurny dzień.Kilka miesięcy przed śmiercią spisał lwowskie wspomnienia o Wierzyckich i Żychiewiczach.
Łucja zamieściła na blogu wspomnienie o swoim Tacie: http://lakewierzycki9.bloog.pl

Pogrzeb był okazją do spotkania rodzinnego. Oprócz Łucji i jej siostry przyjechał Paweł z żoną i synem Antkiem oraz my, Ingardenowie. Potem w rabczańskiej karczmie składaliśmy puzzle historii rodzinnych.

wtorek, 2 września 2014

Konie...

Sezon jeździecki się jeszcze nie skończył, ale już możemy uznać rok 2014 za udany. Podtrzymanie tradycji, która drzemie gdzieś tam w genach, jest dodatkowym bodźcem. Konie są częścią naszej rodziny, towarzyszą nam na co dzień. Nawet jak nie ma czasu, żeby pojeździć, to przynajmniej trzeba na chwilę do nich wstąpić, zanieść jabłko lub marchewkę, pogłaskać, zagadać. Oto one: gniada Daglezja, kasztanka Urania i siwy w hreczce kuc Elf. W tym roku zaliczyły starty w zawodach, debiut w łucznictwie konnym, pierwsze treningi crossowe i wyjazd na obóz jeździecki z Julką i Karoliną. Przed nimi jeszcze rajd długodystansowy (40 km) i zawody skokowe. Plan na przyszły rok: start w WKKW.






czwartek, 31 lipca 2014

1 sierpnia 1944


Pamiętamy...


Irena Siwicka - Żychiewicz w Powstaniu Warszawskim

Już jutro 70 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. 1 sierpnia 1944 roku dla naszej Rodziny jest datą szczególnie ważną, ponieważ Irena Siwicka - Żychiewicz, Babcia autorki blogu, brała w Powstaniu aktywny udział. Niestety nie zachowało się wiele informacji o działalności Babci. Okres komunizmu w Polsce nie sprzyjał prawdziwym patriotom. Wierzę, że dotrę do nowych informacji o działalności Babci w czasie wojny. Poszukiwania trwają. Już prawie pół roku czekamy na informacje z IPN, przymierzam się do poszukiwań w archiwach zagranicznych. Ciekawe informacje o Irenie zawarł ppor Leon Gajdowski "Ostoja" w opracowaniu "Reguła czyli 4 Rejon I Obwodu AK Warszawa Śródmieście Północ w konspiracji i w walce."
A. Rudziński, L. Gajdowski, H. Rudzińska (str. 198-201): 

"W IV Rejonie, I Obwodu AK Warszawa Śródmieście Północ komendantką WSK [Wojskowej Służby Kobiet] była koleżanka "Hawrań" - Irena Siwicka-Żychiewicz. W czasie Powstania mianowana do stopnia podporucznika.
Irena Siwicka przystąpiła do konspiracji antyhitlerowskiej w czerwcu 1940 roku za radą i namową ppor "Ostoi" (Leon Gajdowski)."Ostoja" w tym czasie organizował oddział bojowy przy współudziale swoich przedwojennych kolegów i podkomendnych harcerzy: pchor. "Szary" (Stanisław Silkiewicz), pchor. "Wszebor" (Stanisław Kowalski), "Socha" (Stanisław Brzosko), pchor. "Tadeusz" (Tadeusz Usarzewski), sierż. "Święcki" (Piotr Sider) i inni. W ramach organizacji plutonu, później kompanii, występującej w batalionie "Kiliński" jako druga kompania "Szare Szeregi", Irena Siwicka, posługująca się pseudonimem "Hawrań", objęła funkcję dowódcy drużyny Wojskowej Służby Kobiet. z energią i poświęceniem przystąpiła do wykonywania powierzonych jej zadań organizacyjnych.
Podległa jej kompanijna drużyna WSK na początku 1942 roku składała się z piętnastu dziewcząt w wieku od 19 do 22 lat i podzielona była na dwie sekcje: sanitarną i łączności (łączniczki).
Dziewczęta wraz ze swoją komendantką przedstawiały ochotniczy, a więc wysoce ideowy i patriotyczny, ale pod względem techniki wojskowej całkowicie surowy element.
W kwietniu (1942) na jednej z odpraw funkcyjnych kompanii, która odbyła się w lokalu przy ul. Okopowej nr 3, "Hawrań" wystąpiła z wnioskiem o przeszkolenie jej drużyny z zakresu walk ulicznych, posługiwania się bronią i w zakresie specjalistycznym (sanitarnym), jak również o zaprzysiężenie dziewcząt.
Instruktorem wyszkolenia bojowego tej drużyny został młody, zdolny i bardzo dzielny oficer - dowódca I plutonu ppor. "Szary". Instruktorem wyszkolenia medycznego był lekarz "Łukasz" - Jerzy Zieliński (aresztowany przez gestapo 13 września 1942 roku).
Zaprzysiężenie drużyny kobiecej nastąpiło w styczniu 1942 roku w mieszkaniu pp L. Sternickich. Ich kuzynka (może córka) "Grażyna" - Zofia Sternicka była łączniczką. U niej to w mieszkaniu ppor. "Szary" przeprowadzał wykłady z wyszkolenia bojowego, do niej "Hawrań" przynosiła do nauki pojedyncze egzemplarze broni, u niej była skrzynka kontaktowa i u niej odbyło się zaprzysiężenie drużyny.
"Hawrań" dobrze zorganizowała Wojskową Służbę Kobiet w kompani "Szare Szeregi". Dowódca kompanii, w uznaniu jej zasług zgłosił wniosek o mianowanie jej na wakujące miejsce dowódcy Wojskowej Służby Kobiet w batalionie "Kiliński", dowódcą batalionu był wówczas kpt. "Nowomiejski" - Władysław Brzeziński.
Tak oto Irena Siwicka "Hawrań", po prawie trzyletniej służbie w kompanii "Szare Szeregi", w której była jedyną kobietą współzałożycielką, została komendantką oddziału WSK na szczeblu batalionu. Na tej funkcji była niedługo. Zorganizowała grupę i to dobrze ją zorganizowała, przez co dała się poznać wyższym przełożonym jako sumienny i konsekwentny organizator. Dzięki temu już w marcu 1944 roku dowódca 4 Rejonu mjr. "Zagończyk" - Stanisław Steczkowski powołał ją na szefa WSK w sztabie 4 Rejonu. Mjr. "Zagończyk" był dobrym organizatorem. Wartościowych oficerów i pracowników wyszukiwał i wcielał do swego sztabu lub powierzał im funkcje dowódców liniowych.
Na tym rozszerzonym co do zakresu obowiązków i odpowiedzialności stanowisku "Hawrań" wykazała dużo inicjatywy, zapału, poświęcenia i odwagi. Do Powstania Warszawskiego przystąpiła na czele już dobrze zorganizowanego oddziału WSK, którego członkinie, jak i ona sama nie szczędziły sił w niesieniu rozległej pomocy żołnierzom w poszczególnych kompaniach i batalionach 4 Rejonu.
Pełniąc w czasie Powstania tak bardzo odpowiedzialną funkcję była zawsze pogodna i operatywna, a dla podkomendnych przyjacielska i opanowana. W miarę narastania gruzów i zgliszczy w północnym Śródmieściu Warszawy, z niesłabnącą energią i odwagą wyręczała swego dowódcę mjr. "Zagończyka" w sprawach rozlicznych zajęć z zakresu organizowania i zabezpieczenia najbardziej istotnych warunków twardego życia żołnierzy powstańczych.
Za jej obywatelski wkład pracy, trudu i czasu w przygotowaniu oddziałów WSK w 4 Rejonie do zbrojnego wystąpienia, komendant główny, na wniosek mjr. "Zagończyka", odznaczył ją Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami, a za odwagę wykazaną w obliczu nieprzyjaciela, tak w okresie okupacji, jak również w czasie walk powstańczych, Krzyżem Walecznych, oraz awansował na stopień podporucznika.
Po zaprzestaniu walk powstańczych ppor "Hawrań" została jeńcem wojennym w oflagu na terenie III Rzeszy. Po wojnie, po powrocie do kraju, była długoletnim i aktywnym członkiem stowarzyszenia PAX.
Zmarła przedwcześnie 5 lipca 1970 roku w Pyskowicach na Śląsku." 

Antoni Żychiewicz, mąż Ireny, w Powstaniu Warszawskim udziału nie brał. Przydzielony został do Obwodu Mokotów, jednak tuż przed Powstaniem dostał się do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, gdzie przebywał do końca wojny. 


wtorek, 10 czerwca 2014

Losy Bliskich i losy Dalekich - życie Polaków w latach 1914-1989

Tak Julka opowiadała o swojej pracy na etapie ogólnopolskim konkursu:

Dzień dobry, nazywam się Julia Ingarden. Chodzę do klasy 6 w Szkole Podstawowej nr 2 w Myślenicach. Tak jak moi pradziadkowie, Antoni i Irena, należę do harcerstwa. Jestem w 5 MDH "Watra" im. gen. Mariusza Zaruskiego.
Zanim zabrałam się za pisanie pracy na konkurs nie zdawałam sobie sprawy kim dokładnie byli pradziadkowie. Wiedziałam tylko, że Antoni skakał ze spadochronu i wysadzał niemieckie pociągi, a Irenie wróżka przepowiedziała, że jej mąż z nieba spadnie. I tyle... Ta praca bardzo poszerzyła moją wiedzę o pradziadkach. Przedtem Powstanie Warszawskie było dla mnie jak każde inne wydarzenie historyczne. Powstanie Styczniowe, Powstanie Listopadowe, Powstanie Warszawskie, co za różnica? Tylko data inna. Teraz, po napisaniu pracy, po oglądnięciu filmu "Powstanie Warszawskie", po przeczytaniu książek "Sierpniowe dziewczęta '44" i "Kamienie na szaniec", nabrało ono dla mnie głębszego sensu. Szczególnie przemówiła do mnie historia Rudego, Alka i Zośki i fragment wiersza "Testament mój" Juliusza Słowackiego:

Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei(...)
A kiedy trzeba na śmierć idą po kolei
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec.

Bohaterowie książki Aleksandra Kamińskiego, byli rówieśnikami Ireny i może się znali. Czytając "Kamienie na szaniec", dużo myślałam o pradziadkach. Tak samo jak przy filmie "Powstanie Warszawskie". Podczas oglądania tego filmu wypatrywałam czy nie ma w nim Ireny. I być może prababcia jest. Po scenie ze ślubem, jest scena jak dwie dziewczyny stojące na balkonie żegnają odchodzących żołnierzy. Ta w białej bluzce jest do złudzenia podobna do Ireny którą znamy ze zdjęć. Wprawdzie ta dziewczyna została zidentyfikowana jako inna osoba, ale nigdy nic nie wiadomo. Co ciekawe, we wspomnianej wcześniej przeze mnie scenie, ślubu młodym powstańcom udziela ksiądz Korda, który również błogosławił małżeństwo moich pradziadków.
Bardzo podziwiam Antoniego i Irenę za ich odwagę i mimo, że ja również jestem wychowywana w duchu patriotycznym, to nie wiem czy byłabym w stanie tak poświęcać się dla dobra Ojczyzny. Jestem dumna, że jestem ich prawnuczką.
Antoni Żychiewicz, mój pradziadek urodził się w 1917 roku we Lwowie. W mojej pracy jest napisane, że był to rok 1919. Wszędzie, w każdej książce, we wszystkich dokumentach widnieje data 1919 rok, ale nie jest ona prawdziwa. Po wojnie, gdy zaginęły dokumenty, matka Antoniego, Maria Julia "odmłodziła" siebie i kilka innych osób, w tym swojego syna.
Pradziadkowie spotkali się na punkcie kontaktowym, który znajdował się w domu Ireny. Antoni- cichociemny, Irena- studentka medycyny. Co ich połączyło? Miłość do Ojczyzny. Gdyby nie ona, to nigdy by się nie spotkali. Skok Antoniego do Polski odbył się w nocy z 17 na 18 lutego, czyli 3 dni po Walentynkach. Czy Antoni był dla Ireny spóźnionym prezentem walentynkowym? Jak wyglądało ich spotkanie? Nie wiadomo. Irena nikomu o tym nie powiedziała. Nie zdążyła.
Irena była komendantką Wojskowej Służby Kobiet w Batalionie Kiliński, a potem komendantką WSK w 4 rejonie. Za walkę z okupantem Antoni I Irena dostali różne odznaczenia wojskowe w tym srebrny krzyż Virtutti Militari pradziadka. Jak to możliwe, że mimo tylu zasług dla Polski prababcia dla historii praktycznie nie istnieje? Irena nie dożyła upadku komunizmu i dlatego została zapomniana. Czy to sprawiedliwe? Bardzo dużo informacji Irena nie zdążyła przekazać młodszym pokoleniom. Antoni przecież zaczął opowiadać o działalności konspiracyjnej, szkoleniu i walce dopiero po upadku komunizmu. To dlatego nie został zupełnie zapomniany. Informacji o Irenie wciąż szukamy. W poszukiwaniu dokumentów i informacji do konkursu, zaangażowana była cała moja rodzina. Bardzo pomogli mi rodzice. Wykonaliśmy wiele telefonów, wysłaliśmy pełno maili, zamówiliśmy spory stos książek. Udało nam się dostać do maszynopisu kapitana "Ostoi", czyli Leona Gajdowskiego, który był dowódcą Batalionu Kiliński. Wspomina on w nich często prababcię. Nie wykorzystałam tych materiałów do mojej pracy, ponieważ dotarliśmy do nich po wysłaniu jej na konkurs, ale co ważniejsze fragmenty mam przy sobie. Mimo wszelkich trudności poszukiwania dalej trwają. Będziemy rozszerzać tą pracę, uzupełniać nowo-zdobytymi informacjami.
W wyniku korespondencji z Marią Lenartowicz, drużynową warszawskiej piętnastki do której należała Irena, okazało się, że prababcia nie była drużynową. Pani Maria zasugerowała, że należała ona do Przysposobienia Wojskowego Kobiet, gdzie działały dziewczyny, które wolały walczyć. Tym bardziej, że kobiety z PWK później przechodziły do WSK. Będziemy starali się więcej dowiedzieć na ten temat.
Chciałabym się jeszcze pochwalić naszą najnowszą zdobyczą - liścikiem od Władysława Siwickiego, ojca Ireny do niej:

Iruś Kochany!
Jeżeli kiedyś w smutnych momentach życia,
wiedziona tęsknotą, zwrócisz się myślą do
wspomnień dzieciństwa swego- spójrz na ten
pamiątkowy pierścionek, a choćby
mnie już nie było, ten mały brylancik
przypomni, że kochałem Cię bardzo.
Ojciec

Wielu ludziom wydaje się, że w momencie, w którym człowiek oddaje ostatnie tchnienie, zamyka oczy, mając ich już nigdy więcej nie otworzyć, umiera na zawsze. Nie! Moi pradziadkowie żyją. Żyją w historii, którą tworzyli, o której świadczyli swoimi czynami i wyznawanymi wartościami: Bóg, Honor, Ojczyzna... To dzięki nim Polska jest niepodległa. Moi pradziadkowie będą żyć dopóty, dopóki wspomnienie o nich nie umrze, jednak moja rodzina, nigdy na to nie pozwoli.

 


wtorek, 3 czerwca 2014

Julia Ingarden w etapie ogólnopolskim!

Z dumą informuję, że Julia Ingarden ze swoją pracą o Pradziadkach przeszła do etapu ogólnopolskiego! Etap ustny odbędzie się już w najbliższą sobotę 7 czerwca 2014. O godzinie 13.00 w Auli Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego zostaną ogłoszone wyniki. Julka została zaproszona do zaprezentowania swojej pracy.

Więcej szczegółów na stronie krakowskiego Kuratorium Oświaty.

Mały Książę...

Dzień Dziecka 2014. Dostaliśmy zaproszenie od gliwickich Żychiewiczów na spektakl "Mały Książę" w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Tytułowego bohatera gra... uwaga uwaga!... Ambroży Żychiewicz, wnuk Antoniego. Na drugim zdjęciu pierwszy z lewej. Spektakl zachwycił nie tylko dzieci, ale też dorosłych. Nawet 3-letni Błażej był zafascynowany, mimo, że jak byk jest napisane "od 6 lat". Na wszystkich duże wrażenie zrobiła gwiazdorska gra wujko-kuzyna Ambrożego :)

A po spektaklu integrowaliśmy się rodzinnie w posiadłości Pawła i Basi. Dzieciaki walczyły na miecze, kopały piłkę i grały w ping-ponga. Imiennik bohatera strony, Antek, zaprezentował talent muzyczny, grając na pianinie. A ja... zakopałam się w pamiątkach rodzinnych. Skanowałam i kopiowałam, aż się sprzęt do czerwoności rozgrzewał.

W sumie w spotkaniu brał udział syn, troje wnucząt i troje prawnucząt Antoniego Żychiewicza :)




wtorek, 20 maja 2014

Warszawa 17-18 maja 2014, czyli Zjazd Cichociemnych i nie tylko...

Będzie obiecane sprawozdanie. Postaram się nie rozpisywać, chociaż trudno będzie, bo to był intensywnie spędzony weekend...

Pierwszy, obowiązkowy punkt dnia to Muzeum Powstania Warszawskiego. Ale 2,5 godziny to stanowczo za mało... Potem była Gra Miejska w szeroko pojętym temacie okupacyjnej Warszawy i zwiedzanie Muzeum Więzienia Pawiak z ciekawymi inscenizacjami przedstawionymi przez grupy rekonstrukcyjne. Na Julce największe wrażenie zrobił "kocioł".

Niedzielę spędziliśmy pod znakiem Zjazdu Cichociemnych. Pierwszy przystanek: Wojskowe Powązki. Mnóstwo ludzi; rodziny i przyjaciele cichociemnych, żołnierze GROM, harcerze. Większość z Warszawy, ale wiele osób przyjechało z różnych stron Polski, a nawet z Wielkiej Brytanii. Dla nas obowiązkowym punktem dnia były odwiedziny grobów bohaterów "Kamieni na szaniec": Rudego, Alka, Zośki i Orszy, a także Aleksandra Kamińskiego. Tam już nie było tak uroczyście, ale spokój tego miejsca w połączeniu z bielą brzozowych krzyży stworzył niesamowity nastrój...

Kolejny przystanek to niedawno odsłonięty Pomnik Cichociemnych Spadochroniarzy AK stojący przed gmachem Sejmu. Na liście 316 skoczków Antoni Żychiewicz "Przerwa" jak zwykle znalazł się na końcu... Potem Msza Św. w kościele Św. Jacka i Zamek Królewski. Na Zamku na uczestników czekał pyszny obiad oraz prezentacje wielu znakomitości i... Julii Ingarden. Julka zaprezentowała fragmenty okupacyjnych dziejów swoich pradziadków, ppor Antoniego Żychiewicza "Przerwy" i por Ireny Siwickiej-Żychiewicz "Hawrań".

Na koniec uczestnicy spotkania pojechali na Ursynów na obchody Dnia Cichociemnych. My musieliśmy już wracać do domu, więc o atrakcjach przygotowanych przez żołnierzy GROMu dowiedzieliśmy się z opowiadań...

Dziękujemy Fundacji im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowejza zaproszenie!

O Zjeździe Cichociemnych poczytać też można na stronie Polski Zbrojnej.
Poniżej galeria z warszawskiego "weekendu" :)

 
 
 


środa, 30 kwietnia 2014

Julia Ingarden lauretką konkursu kaligraficznego :)


Kolejny sukces prawnuczki Antoniego i Ireny, Julii Ingarden. Tym razem II miejsce w Małopolskim Konkursie Kaligraficznym "O Złote Pióro". Zastanawiałam się: skąd te geny? Rodzice używają lekarskich gryzmołów, dziadkowie też jakoś nieszczególnie uzdolnieni graficznie. To może pradziadkowie? Antoni gryzmolił. Ale Irena miała wyjątkowo ładny charakter pisma. Nawet, jak pisała na kolanie, to litery były równe i dokładnie wyrysowane. Poniżej jeden z rękopisów Ireny, jedna z pierwszych wersji życiorysu z lat 50-tych. Genami "kaligrafii" nie szafowała, ale jakiś ślad w potomnych zostawiła :)




 


sobota, 26 kwietnia 2014

Zjazd Cichociemnych 2014 - informacje

18 maja 2014 roku odbędzie się Doroczny Zjazd Cichociemnych, ich rodzin i przyjaciół. Kilka dni temu dostaliśmy zaproszenie. Ale zanim otworzyłam kopertę, to na chwilę mnie zmroziło. Pani Czesia, sąsiadka, podała mi przesyłkę ze śmiertelnie poważną miną i powiedziała: "Pana Jacka wzywają do wojska, wojna idzie". Patrzę na nadawcę, a tu czerwona pieczątka "JEDNOSTKA WOJSKOWA NR 2305, WARSZAWA". Dopiero chwilę później zobaczyłam, że ja też jestem adresatem i... odetchnęłam z ulgą ;)

Jako rodzina Antoniego Żychiewicza zaistniejemy nie tylko jako goście. Julka Ingarden, prawnuczka Antoniego, została zaproszona do krótkiej prezentacji na temat wojennej działalności  pradziadków. Karolina z kolei jest niepocieszona, bo przez oficjalne uroczystości ominą ją zawody łucznicze... A Błażej nie może się doczekać widowiskowego pokazu skoków spadochronowych.

Po Zjeździe na blogu pojawi się relacja :)




piątek, 21 marca 2014

"Kamienie na szaniec"



Przyłączamy się do akcji CAŁA POLSKA CZYTA "KAMIENIE NA SZANIEC".
Akcja została zainspirowana kontrowersyjnym filmem pod tym samym tytułem co książka. I czego by nie mówić w wartościach merytorycznych i artystycznych filmu, to właśnie dzięki niemu młodzi ludzie sami, z własnej woli (a nie zmuszeni obowiązkiem lektury szkolnej) sięgają po książkę. A potem dyskutują na tematy historyczne i próbują wyobrazić sobie siebie jako harcerzy walczących z niemieckim okupantem.

Moja Julka pisała wczoraj w szkole wypracowanie na temat ulubionego bohatera filmowego / książkowego. I nie wybrała Percy'ego Jacksona ani żadnego z bohaterów Igrzysk śmierci, tylko ... "Rudego". W wolnym czasie szuka w necie informacji o Szarych Szeregach i sprawia jej dużą frajdę rozmowa o bohaterach "Kamieni na szaniec". Porównuje książkę z filmem, oglądnęła "Akcję pod Arsenałem". I w jej oczach film wcale nie obnaża bohaterów z ich bohaterstwa...

Jako że blog jest nawiązaniem do historii naszej rodziny, to musi być też akcent "rodzinny". Powiązanie nie będzie jakieś bardzo ścisłe, ale jednak jest. Otóż ppor Czesław Sitarz ps. "Iskra", twórca Szkoły Motorowej "Iskra", żołnierz batalionu Vistula (potem Kiliński), w którym Komendantką Służby Kobiet była Irena Siwicka - Żychiewicz, szkolił harcerzy z Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Bardzo prawdopodobne, że wśród jego uczniów byli też bohaterowie "Kamieni na Szaniec".



sobota, 8 marca 2014

Jak to z Tatrą było, czyli Pradziadkowie i samochody...

File:T77 Advertising-2.jpg
http://en.wikipedia.org/wiki/Tatra_77
Czas na anegdotę. Bohaterami będą Pradziadkowie, czyli Maria Julia i Emil Żychiewiczowie, rodzice Antoniego. Z informacji przekazywanych w rodzinie wynika, że Maria Julia była pierwszą kobietą we Lwowie, która posiadała prawo jazdy. Pradziadek Emil zakupił dla swojej żony krążownik szos w postaci granatowej Tatry. Według moich szacunków musiała być Tatra 77, czechosłowacka ekskluzywna limuzyna. To pierwszy europejski samochód z aerodynamiczną linią nadwozia. Nadwozia, które swą awangardową sylwetką przypominało... pstrąga. Uznany za wielką czeską sensację. Prace nad modelem 77 rozpoczęły się w Tatrze już od początku lat trzydziestych. Szefowie czeskiej marki zakładali, że nowy, aerodynamiczny samochód będzie raczej dobrem dla wybranych. Co więcej, już według początkowych planów, auto miało powstać w limitowanej serii. W zamyśle miał to być samochód szybki, a przy tym cichy, niezawodny, oszczędny oraz, co najważniejsze, miał zostać zbudowany według najbardziej surowych standardów konstrukcyjnych. Nadwozie mierzyło dokładnie 5,2 metra. Aerodynamiczną karoserię wieńczył potężny ogon, pod którym mieściła się prawdziwa rewolucja – ośmiocylindrowy silnik o pojemności trzech litrów i mocy 60 KM, który bez problemów rozpędzał 1700-kilogramowe auto do 150 km/h. Z jednostką napędową współpracowała czteroprzekładniowa skrzynia biegów. Auto miało trafić na najwyższą półkę luksusowych sedanów. Nie mogło być inaczej, skoro jego wnętrze zostało wyposażone według najwyższych standardów komfortu i elegancji. Premiera modelu odbyła się 5 marca 1934 roku na specjalnym pokazie dla prasy w Pradze. Samochód wzbudził ogromną sensację – motoryzacyjni eksperci nie mogli wręcz wyjść z podziwu. Trudno się dziwić, wszak T77 wyprzedzał swoich konkurentów o kilkanaście lat, był pierwszym autem o opływowej linii nadwozia w Europie i drugim na świecie (po Chryslerze Airflow Imperial). Gdy Tatra wystawiła swój pojazd podczas targów berlińskich, tłum gapiów i fotoreporterów omal nie stratował ich firmowego stoiska. Niestety, zainteresowanie to nie znalazło odzwierciedlenia w wynikach sprzedaży – w sumie model 77 znalazł zaledwie około pół tysiąca nabywców. Może przez cenę? Bo Tatra 77 w Niemczech kosztowała zawrotną sumę 10 tys. marek. Dziś T77 to prawdziwy rarytas, tym bardziej, że do naszych czasów przetrwało prawdopodobnie zaledwie kilkadziesiąt egzemplarzy tego modelu (Zasada 2005).
I takie właśnie motoryzacyjne cudo zamieszkało w garażu Żychiewiczów. Gdy pradziadek kupował Tatrę, prababcia Marysia była ze swoją mamą u wód (w Druskiennikach bodajże). Pradziadek został z synem Antonim we Lwowie. No i w dzień po zakupie Antoni zainteresowany mechaniką rozłożył silnik Tatry na części. Pradziadek ze stoickim spokojem telegramował do prababci "Antek rozkręcił auto. Nie wiem kiedy przyjedziemy". A jednak przez noc Antoni złożył silnik i pojechali.
Pradziadkowie kłócili się zawzięcie o swoje umiejętności jako kierowców. Razu pewnego prababcia pojechała na przejażdżkę i spotkała wóz. Koni na szczęście nie było, ale ze spotkania granatowa limuzyna wyszła wzbogacona o dyszel, który wszedł przed szybę przednią, a wyszedł przez tylną. Pradziadka szlag jasny trafił i chciał odebrać swojej żonie prawo jazdy. Tyle, że sam również miewał „drobne” kolizje. Jednego razu miał w trakcie wjeżdżania na prom rzeczny problem z trafieniem na rampę i... wjechał do wody. Skończyło się na... zatrudnieniu szofera.

czwartek, 20 lutego 2014

Irena Żychiewicz - Siwicka... tytułem wstępu.

Cisza zapadła na blogu. Ale to nie znaczy, że prace genealogiczno-historyczno-rodzinne nie idą do przodu. Dzieje się i to niemało! Julka finiszuje z dużą pracą o pradziadkach, zostało jeszcze narysowanie drzewa, opisanie zdjęć i dokumentów i poprawki stylistyczne. Miło nam też poinformować, że prawnuczka Antoniego i Ireny, Julia Ingarden, została zaproszona jako gość (a może maskotka?) na Zjazd Cichociemnych i ich Rodzin, który odbędzie się w maju tego roku w Warszawie. Ma przedstawić swoją pracę konkursową. Dziękujemy za zaszczyt! Oczywiście relacja pojawi się obowiązkowo na blogu :)

A teraz wracając do tematu, czyli do Ireny.
Irena Siwicka - Żychiewicz, W-wa 1941.
por. Irena Żychiewicz, z domu Siwicka, córka Władysława Siwickiego i Zofii Siwickiej z domu Bobrowska. Pseud. "Hawrań", "Irena Zaleska". Urodziła się 20 listopada1920 roku w Warszawie. uczęszczała do Państwowego Gimnazjum im. Emilii Plater, gdzie aktywnie działała w XV Warszawskiej Żeńskiej Drużynie Harcerskiej im. Tomasza Zana. Harcerstwo dało jej bazę dla późniejszej działalności konspiracyjnej. Była jedyną kobietą - współzałożycielką kompanii "Szare Szeregi" przy batalionie "Kiliński". Była świetnym żołnierzem i doskonałą organizatorką. Przed wybuchem Powstania Warszawskiego awansowała na Komendantkę Wojskowej Służby Kobiet w IV Rejonie (Śródmieście), organizowała pracę kobiet w swoim Rejonie. Po upadku Powstania dostała się do niewoli i przeszła przez kilka obozów jenieckich. Po wojnie była prześladowana, ale nie ugięła się komunistom... W 1943 roku wyszła za mąż za cichociemnego Antoniego Żychiewicza. Mieli dwójkę dzieci: Martę (mamę autorki bloga) i Pawła. Historia miłości Antoniego i Ireny pojawi się na pewno na blogu. 
Zmarła w Gliwicach 5 lipca 1970 roku.