środa, 8 marca 2017

Strzelcy Rzeczypospolitej w Myślenicach!



Pomysł założenia Strzelca w Myślenicach po raz pierwszy pojawił się ponad rok temu. Ale ciąg różnych zbiegów okoliczności zmusił nas do zmiany planów, więc pomysł na kilka miesięcy poszedł do lamusa. W połowie roku 2016 postanowiliśmy, że nie należy się zniechęcać i podjęliśmy intensywne poszukiwania lidera grupy. Z dobrego domu, zapalonego, odpowiedzialnego, inteligentnego. Wyzwanie poważne, żeby nie powiedzieć niemożliwe. Minęły kolejne miesiące. W końcu lider się znalazł. Rozpoczęliśmy przygotowania. Bo taka organizacja musi mieć mocne podstawy. Rozpoczęły się intensywne szkolenia i akcje informacyjne. Od stycznia grupa założycielska została przeszkolona z musztry i łączności, przed nami szkolenie z terenoznawstwa. W międzyczasie strzelanie do upadłego. Oficjalnie zaczynamy działalność w maju – biwakiem survivalowym prowadzonym przez zaprzyjaźnionego instruktora.

Temat Strzelca na blogu będzie się zapewne przewijał regularnie. Na razie zapraszam do lektury artykułu pani Katarzyny Hołuj z Dziennika Polskiego o organizującej się Jednostce Strzelców Rzeczypospolitej w Myślenicach.

Miło mi też poinformować czytelników bloga, że coraz więcej osób, instytucji i organizacji (również proobronnych) z naszego regionu, jest zainteresowanych współpracą ze strzelcami RP :)



Dowództwo w 2023r. przejął Krzysztof Serafin. Był na rocznej obowiązkowej służbie wojskowej w oddziałach Powietrznodesantowych. Doszło do rekrutacji. Doszło pełno młodych osób.    










poniedziałek, 13 lutego 2017

75 rocznica powstania Armii Krajowej – przysięga żołnierska we wspomnieniach "Ostoi"

14 lutego 2017 – 75 rocznica powstania Armii Krajowej, a właściwie przekształcenia ZWZ w AK. Zarówno Antoni, jak i jego żona Irena, byli żołnierzami Armii Krajowej. Oboje złożyli przysięgę:

W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej,
przysięgam być wierny Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej.
Stać nieugięcie na straży Jej honoru,
o wyzwolenie z niewoli walczyć ze wszystkich sił aż do ofiary mego życia.
Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej, Naczelnemu Wodzowi
i wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej
będę bezwzględnie posłuszny,
a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.
Tak mi dopomóż Bóg.


W przypadku Ireny tekst był zapewne nieco inny, ponieważ grupa jej sanitariuszek z 2 Kompanii Batalionu Kiliński „Szare Szeregi” zaprzysiężona została pod koniec 1941 roku, jeszcze przed rozkazem generała Grota-Roweckiego ustalającego ostateczny tekst. Jednak szczegóły nie są w tym wypadku istotne – ważna jest podniosłość chwili i okoliczności, które możemy poznać dzięki relacji dowódcy Ireny – Leona Gajdowskiego ps. „Ostoja”. Przysięgę od grupy dziewcząt odbierał ksiądz Wiktor Potrzebski ps. „Corda” - postać, której na pewno poświęcę jeszcze niejedno opracowanie. Ksiądz „Corda” za swój patriotyzm, trud i żołnierską odwagę w wykonywaniu duszpasterskich obowiązków, pogodę ducha i wysoce demokratyczno-koleżeński stosunek do żołnierzy, kochany był przez wszystkich i wysoce szanowany (…) Niezmordowany w swojej pracy duszpasterskiej trwał na wyznaczonym posterunku do końca swego szlachetnego życia...

Fragmenty tekstu pochodzą z opracowania: „IV Rejon I Obwodu AK Warszawa Śródmieście – Północ w konspiracji i walce” autorstwa Andrzeja Rudzińskiego, Leona Gajdowskiego i Heleny Rudzińskiej.

Szczera i pełna poświęcenia była praca duszpasterska ks. kapelana „Cordy”, bo taki pseudonim przyjął sobie ks. Potrzebski po złożeniu przysięgi... Ze stułą i krucyfiksem w kieszeniach wędrował od lokalu do lokalu konspiracyjnego, po piętrach, po stromych schodach, po „melinach”, ażeby od zebranych żołnierzy konspiracyjnych przyjąć przysięgę wojskową Armii Krajowej. Jego krótkie, wojskowe, jakżeż płomienne i patriotyczne przemowy, wygłaszane do żołnierzy Podziemia przed aktem przyjęcia przysięgi, budzą zapał i podnoszą ducha patriotyzmu i zapału bojowego u członków kompanii „Szare Szeregi”.

Niezapomniane, wyciskające z oczu łzę wzruszenia było przyjęcie przysięgi przez kapłana „Cordę” od młodych dziewcząt – żołnierzy z drużyny sanitariatu i łączności drugiej kompanii. Dowódcą tej drużyny była „Hawrań” - Irena Siwicka, a instruktorem wyszkolenia bojowego ppor „Szary” (...).

Był mroźny, skrzący gwiazdami wieczór grudniowy 1941 roku. W prywatnym mieszkaniu „Grażyny” (Sternicka), na ul. Marszałkowskiej, zebrała się w komplecie drużyna żeńska 2 kompanii „Szare Szeregi” - sanitariatu i łączności – około 15 dziewcząt. Pokój był rzęsiście oświetlony. Na jednej ze ścian,, na biało – czerwonym sztandarze wisiał Orzeł Biały. W pokoju panował nastrój podniosły i pełen podniecenia. Dziewczęta czekały na moment niecodzienny, na moment, który w ich młodym życiu miał odegrać ważną rolę – miał je wprowadzić do wielkiej rodziny podziemnych bojowników konspiracyjnej Armii Krajowej, toczącej od 1939 roku nieustępliwy bj z najeźdźcą teutońskim. Dobrowolnie i z pełną świadomością miały za chwilę przyjąć obowiązek zdyscyplinowanych żołnierzy i może już jutro pójść do akcji, z której wiele spośród nich miało nie wrócić.

Charakterystyczny dzwonek przy drzwiach oznajmił przybycie dowódcy kompanii z ks. „Cordą”. Dziewczęta przybrały szyk wojskowy. „Szary” zameldował dowódcy gotowość drużyny do przysięgi. Ksiądz nałożył stułę, ujął krucyfiks w lewą dłoń i wystąpiwszy przed sformowany szereg przemówił swoim miłym, a zarazem płomiennym głosem.


Mówił o miłości Ojczyzny, o powinności żołnierza konspiracyjnego Armii Krajowej, o nieubłaganej walce na śmierć i życie z najeźdźcą, o udziale kobiet w tej walce. Mówił krótko, po żołniersku – płomiennie i sugestywnie. Dziewczęta zasłuchane z przejęciem wchłaniały każdy dźwięk słowa, każde zdanie mówiącego. Z wrażenia aż pobladły. Wreszcie padła komenda „do przysięgi”. Uniosły się ku górze dziewczęce dłonie, a ich wargi, drżące z przejęcia, powtarzały za księdzem słowa roty przysięgi. 

Źródło: www. niezalezna.pl


poniedziałek, 30 stycznia 2017

„Dobra zmiana” w reżyserii Konrada Szołajskiego

Pewnego dnia pod koniec 2016 roku zadzwonił do nas reżyser Konrad Szołajski z pytaniem, czy nie chcielibyśmy wystąpić w jego projekcie filmowym pt „Dobra zmiana”, dokumencie o zmianach, które zaszły w Polsce po wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach w 2015 roku. Bohaterami mają być typowi przedstawiciele polskiego społeczeństwa – ci zadowoleni i ci niezadowoleni z obecnego porządku rzeczy. Z jednej strony rodziny katolickie, zwolennicy przeprowadzanych przez PiS reform, z drugiej zwolennicy KODu negujący wprowadzane zmiany. Nasza rodzina ma być jednym z wielu elementów 75-minutowego filmu.


Pan Konrad poprosił nas o poświęcenie mu jednej rodzinnej niedzieli. Ekipa filmowa miała nam towarzyszyć od rana do wieczora. I wymagała normalnego zachowania, co było nie lada wyzwaniem, bo trudno było całkowicie zignorować obecność kamer śledzących każdy nasz ruch i mikrofonów nagrywających każde słowo i każde westchnienie. Wcześniej mieliśmy okazję poznać filmowców, przez co nie traktowaliśmy ich jak obcych intruzów, ale dobrych znajomych, którzy spędzają z nami czas.


Dzień zaczęliśmy od karmienia naszego zwierzyńca. Konie stroiły miny do kamery, a perliczki dały prawdziwy koncert... przeklinania. Ich „psiakrew! psiakrew!” początkowo budziło zachwyt, który szybko zmienił się w irytację, szczególnie ze strony dźwiękowca. Potem niedzielna Msza Św., krótki odpoczynek przy kawie i wyjazd w teren na końskich grzbietach Uranii, Daglezji i Elfa. Do filmowania wybraliśmy jedną z ulubionych galopowych ścieżek – prostych i bardzo malowniczych. Konie okazały się prawdziwymi gwiazdami ekranu, starając się pokazać z jak najlepszej strony. 


Popołudnie spędziliśmy na myślenickiej strzelnicy, prezentując lepsze i gorsze wyniki w strzelaniu z broni krótkiej i długiej. Większość rodziny wystąpiła w mundurach wojskowych i strzeleckich – od najmłodszego Mikołaja, do najstarszej nestorki rodu, babci Marty Święcickiej. Na koniec Julka i Karolina zaprezentowały umiejętności samoobrony nabyte na jednym z kursów organizowanych przez Fundację Szturman.


Teraz pozostaje czekać... i czekać... i czekać... na efekty pracy ZK Studio.




  

niedziela, 18 grudnia 2016

Gombica Staska Kubina, czyli premiera opowieści zbójnickiej w Teatrze Witkacego w Zakopanem

Autorem sztuki i pomysłodawcą całego wydarzenia jest nasz przyjaciel Tomasz Krzyżanowski. W zasadzie to nie tylko przyjaciel, ale też rodzina... przez psy. Tomek hoduje gończe polskie i jest leśniczym w Bukowinie Tatrzańskiej, a poza godzinami bywa... Świętym Mikołajem. Jest też myśliwym – jednym ze spadkobierców starej polskiej tradycji. Kocha góry i to nie taką zwykłą miłością. Jest to miłośnik - praktyk. Na nartach przewędrował wiele najtrudniejszych tatrzańskich szlaków, jest strażnikiem Tatrzańskiego Parku Narodowego. Zna zwyczaje ludzi i zwierząt, wielokrotnie brał udział w akcjach liczenia kozic, miał też kilka ciekawych przygód z niedźwiedziami w roli głównej. Świetnie gotuje. Każda wizyta w bukowiańskiej leśniczówce jest dla nas prawdziwą ucztą pod każdym względem – dosłownym i w przenośni. 

Jakiś czas temu Tomek opowiedział nam historię o odnalezionych 200-letnich grafikach autorstwa austriackiego leśniczego Ignatza Gortlera de Blumenfelda, przedstawiających polskich zbójników. I to właśnie jedna z tych rycin stała się inspiracją do napisania góralskiego dramatu z historią i tradycją w tle. Ale pomysł i napisanie to jedno, a przełożenie wizji autora na scenę to drugie. A scena to nie tylko tekst scenariusza, ale też odpowiedni dobór aktorów, kostiumów i muzyki. To cała wielka machina organizacyjna, której podołać musiał sztab ludzi pod dowództwem Tomka. 


Producentem został Rafał Sonik. I tutaj muszę temat nieco rozszerzyć, ponieważ pan Rafał jest mi pod wieloma względami odległy. Ale ujął mnie jednym: podjął ryzyko finansowania spektaklu teatralnego nowicjusza, opierając się tylko na przyjaźni i zaufaniu. Widać rzeczywiście zna Tomka na tyle dobrze, że wiedział, że to przedsięwzięcie skazane na sukces. I nie pomylił się: powstało wspaniałe dzieło, w którym oprócz elementów tradycji, patriotyzmu i doznań artystycznych, udało się Tomkowi pokazać kawałek siebie. 

Szczególne uznanie należy się aktorom – w grupie około 20 aktorów znalazło się tylko dwóch profesjonalistów! Pozostali to amatorzy. Doskonali amatorzy. Stworzyli fantastyczny zespół, który nie tylko pracował, ale świetnie się bawił. Widać to było szczególnie po spektaklu, jak nie mogli rozstać się ze sceną i rozmawiali, śmiali się, śpiewali i tańczyli. A myśmy przesiedzieli na widowni kolejną godzinę nie mogąc się na nich napatrzeć. 

I ostatnie ACH! Pod adresem muzyki. Po sztuce spodziewałam się, że będzie świetna. Znając Tomka nie mogła być inna i w pełni spełniła moje oczekiwania. Ale muzyka mnie... zatkała. Wiedziałam o perturbacjach ze znalezieniem kompozytora. Albo zdrowie podupadało, albo grafik zapchany, a tu czas ucieka i premiera coraz bliżej. Jeden z braci Golców polecił Tomkowi Krzysztofa Maciejowskiego, muzyka i kompozytora z Bielska-Białej. I był to strzał w dziesiątkę! Muzyka była energiczna, lekko jazzująca, z wykorzystaniem tradycyjnych instrumentów. Scalała poszczególne sceny i snuła swoją opowieść. Na samo wspomnienie czuję przyjemny dreszczyk. 


O wszystkim, co mnie w sztuce Tomka zachwyciło mogłabym pisać i pisać... Podsumuję rzecz krótko: każdy kto kocha góry, dobre aktorstwo i ciekawą muzykę musi koniecznie zobaczyć spektakl! Ja już czekam z niecierpliwością na styczeń, bo jeden raz to zdecydowanie za mało :)

Profil spektaklu na Facebooku >>>
Strona Teatru Witkacego w Zakopanem >>> 







piątek, 16 grudnia 2016

"Ojciec, dziadek, cichociemny" - reportaż Eweliny Karpacz-Oboładze

Jak to jest być dzieckiem cichociemnego? 

A jak to jest być wnukiem? A prawnukiem? 

Jak legendarnych skoczków Armii Krajowej wspominają ich potomkowie? 




Na stronie Polskiego Radia można wysłuchać reportażu Eweliny Karpacz-Oboladze o wpływie przeszłości na teraźniejszość i przyszłość: 

OJCIEC, DZIADEK, CICHOCIEMNY... 


Relacja z powstawania reportażu TUTAJ >>>  




wtorek, 6 grudnia 2016

Na wojskowo w Muzeum Narodowym w Krakowie



Listopad to miesiąc wielkiego Święta Niepodległości. 11 listopada świętowaliśmy w Myślenicach, kolejne weekendy też były pełne patriotycznych akcentów. Ważnym wydarzeniem była wizyta w krakowskim Muzeum Narodowym. Dwie wystawy: Broń i barwa w Polsce oraz Sztuka Legionów Polskich są warte polecenia nie tylko wielbicielom militariów, ale każdemu, kto lubi wędrówki przez dawne epoki. Obie wystawy były interesujące nie tylko dla dorosłych i prawie-dorosłych przedstawicieli rodziny Ingardenów, ale też dla Błażeja i Mikołaja, którzy chętnie przenosili się w czasie przymierzając kolejne historyczne nakrycia głowy. Kolekcja wystawy Broń i barwa to ponad 2000 eksponatów związanych z wojskowością od czasów średniowiecza do II wojny światowej. Prawdziwą perełką jest rząd koński i inne pamiątki należące do hetmana Stefana Czarnieckiego, czy sukmana Tadeusza Kościuszki.


Sztuka Legionów Polskich jest wystawą czasową. Składa się głównie z dzieł sztuki i pamiątek legionowych. Świetnym pomysłem dla młodszych gości są okopy i ziemianka z I wojny światowej. O szczegółach pomysłu czytamy na blogu MNK: I wojna światowa jawi się nam jako wojna okopowa, z nieprzerwanym ciągiem rowów ze stanowiskami strzeleckimi, ziemiankami, które stawały się dla walczących domem. Ale było to również miejsce pracy artystów – legionistów tworzących swoje dzieła na froncie, pośród kolegów żołnierzy. Dlatego do wyposażenia tego okopu użyto współcześnie wykonanych replik umundurowania Legionów Polskich oraz ich sojuszników.


Zwiedzanie obu wystaw było nie tylko wspaniałą lekcją historii, ale też świetną zabawą dla całej rodziny :)

Więcej o wystawach na stronie Muzeum Narodowego:
Broń i barwa w Polsce >>>
Sztuka Legionów Polskich >>>