wtorek, 20 maja 2014

Warszawa 17-18 maja 2014, czyli Zjazd Cichociemnych i nie tylko...

Będzie obiecane sprawozdanie. Postaram się nie rozpisywać, chociaż trudno będzie, bo to był intensywnie spędzony weekend...

Pierwszy, obowiązkowy punkt dnia to Muzeum Powstania Warszawskiego. Ale 2,5 godziny to stanowczo za mało... Potem była Gra Miejska w szeroko pojętym temacie okupacyjnej Warszawy i zwiedzanie Muzeum Więzienia Pawiak z ciekawymi inscenizacjami przedstawionymi przez grupy rekonstrukcyjne. Na Julce największe wrażenie zrobił "kocioł".

Niedzielę spędziliśmy pod znakiem Zjazdu Cichociemnych. Pierwszy przystanek: Wojskowe Powązki. Mnóstwo ludzi; rodziny i przyjaciele cichociemnych, żołnierze GROM, harcerze. Większość z Warszawy, ale wiele osób przyjechało z różnych stron Polski, a nawet z Wielkiej Brytanii. Dla nas obowiązkowym punktem dnia były odwiedziny grobów bohaterów "Kamieni na szaniec": Rudego, Alka, Zośki i Orszy, a także Aleksandra Kamińskiego. Tam już nie było tak uroczyście, ale spokój tego miejsca w połączeniu z bielą brzozowych krzyży stworzył niesamowity nastrój...

Kolejny przystanek to niedawno odsłonięty Pomnik Cichociemnych Spadochroniarzy AK stojący przed gmachem Sejmu. Na liście 316 skoczków Antoni Żychiewicz "Przerwa" jak zwykle znalazł się na końcu... Potem Msza Św. w kościele Św. Jacka i Zamek Królewski. Na Zamku na uczestników czekał pyszny obiad oraz prezentacje wielu znakomitości i... Julii Ingarden. Julka zaprezentowała fragmenty okupacyjnych dziejów swoich pradziadków, ppor Antoniego Żychiewicza "Przerwy" i por Ireny Siwickiej-Żychiewicz "Hawrań".

Na koniec uczestnicy spotkania pojechali na Ursynów na obchody Dnia Cichociemnych. My musieliśmy już wracać do domu, więc o atrakcjach przygotowanych przez żołnierzy GROMu dowiedzieliśmy się z opowiadań...

Dziękujemy Fundacji im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowejza zaproszenie!

O Zjeździe Cichociemnych poczytać też można na stronie Polski Zbrojnej.
Poniżej galeria z warszawskiego "weekendu" :)

 
 
 


środa, 30 kwietnia 2014

Julia Ingarden lauretką konkursu kaligraficznego :)


Kolejny sukces prawnuczki Antoniego i Ireny, Julii Ingarden. Tym razem II miejsce w Małopolskim Konkursie Kaligraficznym "O Złote Pióro". Zastanawiałam się: skąd te geny? Rodzice używają lekarskich gryzmołów, dziadkowie też jakoś nieszczególnie uzdolnieni graficznie. To może pradziadkowie? Antoni gryzmolił. Ale Irena miała wyjątkowo ładny charakter pisma. Nawet, jak pisała na kolanie, to litery były równe i dokładnie wyrysowane. Poniżej jeden z rękopisów Ireny, jedna z pierwszych wersji życiorysu z lat 50-tych. Genami "kaligrafii" nie szafowała, ale jakiś ślad w potomnych zostawiła :)




 


sobota, 26 kwietnia 2014

Zjazd Cichociemnych 2014 - informacje

18 maja 2014 roku odbędzie się Doroczny Zjazd Cichociemnych, ich rodzin i przyjaciół. Kilka dni temu dostaliśmy zaproszenie. Ale zanim otworzyłam kopertę, to na chwilę mnie zmroziło. Pani Czesia, sąsiadka, podała mi przesyłkę ze śmiertelnie poważną miną i powiedziała: "Pana Jacka wzywają do wojska, wojna idzie". Patrzę na nadawcę, a tu czerwona pieczątka "JEDNOSTKA WOJSKOWA NR 2305, WARSZAWA". Dopiero chwilę później zobaczyłam, że ja też jestem adresatem i... odetchnęłam z ulgą ;)

Jako rodzina Antoniego Żychiewicza zaistniejemy nie tylko jako goście. Julka Ingarden, prawnuczka Antoniego, została zaproszona do krótkiej prezentacji na temat wojennej działalności  pradziadków. Karolina z kolei jest niepocieszona, bo przez oficjalne uroczystości ominą ją zawody łucznicze... A Błażej nie może się doczekać widowiskowego pokazu skoków spadochronowych.

Po Zjeździe na blogu pojawi się relacja :)




piątek, 21 marca 2014

"Kamienie na szaniec"



Przyłączamy się do akcji CAŁA POLSKA CZYTA "KAMIENIE NA SZANIEC".
Akcja została zainspirowana kontrowersyjnym filmem pod tym samym tytułem co książka. I czego by nie mówić w wartościach merytorycznych i artystycznych filmu, to właśnie dzięki niemu młodzi ludzie sami, z własnej woli (a nie zmuszeni obowiązkiem lektury szkolnej) sięgają po książkę. A potem dyskutują na tematy historyczne i próbują wyobrazić sobie siebie jako harcerzy walczących z niemieckim okupantem.

Moja Julka pisała wczoraj w szkole wypracowanie na temat ulubionego bohatera filmowego / książkowego. I nie wybrała Percy'ego Jacksona ani żadnego z bohaterów Igrzysk śmierci, tylko ... "Rudego". W wolnym czasie szuka w necie informacji o Szarych Szeregach i sprawia jej dużą frajdę rozmowa o bohaterach "Kamieni na szaniec". Porównuje książkę z filmem, oglądnęła "Akcję pod Arsenałem". I w jej oczach film wcale nie obnaża bohaterów z ich bohaterstwa...

Jako że blog jest nawiązaniem do historii naszej rodziny, to musi być też akcent "rodzinny". Powiązanie nie będzie jakieś bardzo ścisłe, ale jednak jest. Otóż ppor Czesław Sitarz ps. "Iskra", twórca Szkoły Motorowej "Iskra", żołnierz batalionu Vistula (potem Kiliński), w którym Komendantką Służby Kobiet była Irena Siwicka - Żychiewicz, szkolił harcerzy z Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Bardzo prawdopodobne, że wśród jego uczniów byli też bohaterowie "Kamieni na Szaniec".



sobota, 8 marca 2014

Jak to z Tatrą było, czyli Pradziadkowie i samochody...

File:T77 Advertising-2.jpg
http://en.wikipedia.org/wiki/Tatra_77
Czas na anegdotę. Bohaterami będą Pradziadkowie, czyli Maria Julia i Emil Żychiewiczowie, rodzice Antoniego. Z informacji przekazywanych w rodzinie wynika, że Maria Julia była pierwszą kobietą we Lwowie, która posiadała prawo jazdy. Pradziadek Emil zakupił dla swojej żony krążownik szos w postaci granatowej Tatry. Według moich szacunków musiała być Tatra 77, czechosłowacka ekskluzywna limuzyna. To pierwszy europejski samochód z aerodynamiczną linią nadwozia. Nadwozia, które swą awangardową sylwetką przypominało... pstrąga. Uznany za wielką czeską sensację. Prace nad modelem 77 rozpoczęły się w Tatrze już od początku lat trzydziestych. Szefowie czeskiej marki zakładali, że nowy, aerodynamiczny samochód będzie raczej dobrem dla wybranych. Co więcej, już według początkowych planów, auto miało powstać w limitowanej serii. W zamyśle miał to być samochód szybki, a przy tym cichy, niezawodny, oszczędny oraz, co najważniejsze, miał zostać zbudowany według najbardziej surowych standardów konstrukcyjnych. Nadwozie mierzyło dokładnie 5,2 metra. Aerodynamiczną karoserię wieńczył potężny ogon, pod którym mieściła się prawdziwa rewolucja – ośmiocylindrowy silnik o pojemności trzech litrów i mocy 60 KM, który bez problemów rozpędzał 1700-kilogramowe auto do 150 km/h. Z jednostką napędową współpracowała czteroprzekładniowa skrzynia biegów. Auto miało trafić na najwyższą półkę luksusowych sedanów. Nie mogło być inaczej, skoro jego wnętrze zostało wyposażone według najwyższych standardów komfortu i elegancji. Premiera modelu odbyła się 5 marca 1934 roku na specjalnym pokazie dla prasy w Pradze. Samochód wzbudził ogromną sensację – motoryzacyjni eksperci nie mogli wręcz wyjść z podziwu. Trudno się dziwić, wszak T77 wyprzedzał swoich konkurentów o kilkanaście lat, był pierwszym autem o opływowej linii nadwozia w Europie i drugim na świecie (po Chryslerze Airflow Imperial). Gdy Tatra wystawiła swój pojazd podczas targów berlińskich, tłum gapiów i fotoreporterów omal nie stratował ich firmowego stoiska. Niestety, zainteresowanie to nie znalazło odzwierciedlenia w wynikach sprzedaży – w sumie model 77 znalazł zaledwie około pół tysiąca nabywców. Może przez cenę? Bo Tatra 77 w Niemczech kosztowała zawrotną sumę 10 tys. marek. Dziś T77 to prawdziwy rarytas, tym bardziej, że do naszych czasów przetrwało prawdopodobnie zaledwie kilkadziesiąt egzemplarzy tego modelu (Zasada 2005).
I takie właśnie motoryzacyjne cudo zamieszkało w garażu Żychiewiczów. Gdy pradziadek kupował Tatrę, prababcia Marysia była ze swoją mamą u wód (w Druskiennikach bodajże). Pradziadek został z synem Antonim we Lwowie. No i w dzień po zakupie Antoni zainteresowany mechaniką rozłożył silnik Tatry na części. Pradziadek ze stoickim spokojem telegramował do prababci "Antek rozkręcił auto. Nie wiem kiedy przyjedziemy". A jednak przez noc Antoni złożył silnik i pojechali.
Pradziadkowie kłócili się zawzięcie o swoje umiejętności jako kierowców. Razu pewnego prababcia pojechała na przejażdżkę i spotkała wóz. Koni na szczęście nie było, ale ze spotkania granatowa limuzyna wyszła wzbogacona o dyszel, który wszedł przed szybę przednią, a wyszedł przez tylną. Pradziadka szlag jasny trafił i chciał odebrać swojej żonie prawo jazdy. Tyle, że sam również miewał „drobne” kolizje. Jednego razu miał w trakcie wjeżdżania na prom rzeczny problem z trafieniem na rampę i... wjechał do wody. Skończyło się na... zatrudnieniu szofera.

czwartek, 20 lutego 2014

Irena Żychiewicz - Siwicka... tytułem wstępu.

Cisza zapadła na blogu. Ale to nie znaczy, że prace genealogiczno-historyczno-rodzinne nie idą do przodu. Dzieje się i to niemało! Julka finiszuje z dużą pracą o pradziadkach, zostało jeszcze narysowanie drzewa, opisanie zdjęć i dokumentów i poprawki stylistyczne. Miło nam też poinformować, że prawnuczka Antoniego i Ireny, Julia Ingarden, została zaproszona jako gość (a może maskotka?) na Zjazd Cichociemnych i ich Rodzin, który odbędzie się w maju tego roku w Warszawie. Ma przedstawić swoją pracę konkursową. Dziękujemy za zaszczyt! Oczywiście relacja pojawi się obowiązkowo na blogu :)

A teraz wracając do tematu, czyli do Ireny.
Irena Siwicka - Żychiewicz, W-wa 1941.
por. Irena Żychiewicz, z domu Siwicka, córka Władysława Siwickiego i Zofii Siwickiej z domu Bobrowska. Pseud. "Hawrań", "Irena Zaleska". Urodziła się 20 listopada1920 roku w Warszawie. uczęszczała do Państwowego Gimnazjum im. Emilii Plater, gdzie aktywnie działała w XV Warszawskiej Żeńskiej Drużynie Harcerskiej im. Tomasza Zana. Harcerstwo dało jej bazę dla późniejszej działalności konspiracyjnej. Była jedyną kobietą - współzałożycielką kompanii "Szare Szeregi" przy batalionie "Kiliński". Była świetnym żołnierzem i doskonałą organizatorką. Przed wybuchem Powstania Warszawskiego awansowała na Komendantkę Wojskowej Służby Kobiet w IV Rejonie (Śródmieście), organizowała pracę kobiet w swoim Rejonie. Po upadku Powstania dostała się do niewoli i przeszła przez kilka obozów jenieckich. Po wojnie była prześladowana, ale nie ugięła się komunistom... W 1943 roku wyszła za mąż za cichociemnego Antoniego Żychiewicza. Mieli dwójkę dzieci: Martę (mamę autorki bloga) i Pawła. Historia miłości Antoniego i Ireny pojawi się na pewno na blogu. 
Zmarła w Gliwicach 5 lipca 1970 roku. 


wtorek, 28 stycznia 2014

Poszukiwania cz. 1

Powtarzam swoim dzieciom, że trzeba dążyć do wyznaczonego celu za wszelką cenę. Ale najciekawszy jest nie cel, do którego się dąży, ale... droga. Usiana kłodami, często pod górkę, kręta, czasami kończąca się ślepymi uliczkami. Jak już osiągamy cel, to kończy się zabawa.

W moich poszukiwaniach rodzinnych jestem właśnie na etapie drogi. Jest bardziej kręta niż się spodziewałam. Pewne uliczki, które już uznałam za ślepe okazują się jednak przejezdne. Nawet udało mi się znaleźć kilka skrótów. Chociaż jestem świadoma, że i tak będę musiała przejść całość kilkakrotnie, zanim znajdę wszystkie zakamarki.

Wykonałam już dziesiątki telefonów, wysłałam mnóstwo wiadomości mailowych. Działacze Muzeów, Fundacji i Stowarzyszeń albo odsyłają mnie dalej, albo rozkładają ręce. Bardzo pomogła mi pani Zofia z "Platerówki", bo wprawdzie informacji o Babci nie znalazła (poza krótką notka, że Irena Siwicka skończyła "Platerówkę" i zdała maturę), ale podała miejsca, gdzie mogę dalej szukać i wysłała książki, które mogą mi pomóc. Dzisiaj na przykład miły pan z Muzeum Powstania Warszawskiego rozłożył ręce, że on nie wie dlaczego, ale o Babci nie ma wielu informacji, chociaż jako Komendantce WSK w "Kilińskim" powinny być. Odesłał mnie do... Londynu. "Pewnie była Pani w Londynie?" zapytał. Jak zaprzeczyła zaśmiał się i stwierdził: "No to może będzie okazja, żeby pojechać..."

c.d.n.

(Maja Ingarden)