czwartek, 2 października 2014

Pożegnania...

Wczoraj pożegnaliśmy Zdzisława Rocha Wierzyckiego, kuzyna Antoniego Żychiewicza. Nie zdążyłam go poznać osobiście, jedynie z opowiadań Łucji Wierzyckiej, jego córki. Łucja jest osobą w naszej rodzinie bardzo ważną, ponieważ jako pasjonatka genealogii tropi ślady przodków systematycznie i uparcie. Dla zainteresowanych link do bloga prowadzonego od lat przez Łucję: http://lakewierzycki1.bloog.pl/  
Na jednym z rodzinnych "lwowskich" zdjęć znajduje się Antoni z kuzynami Wierzyckimi, kuzyn z prawej to właśnie Zdzisław.


Pogrzeb odbył się w Rabce, na Cmentarzu Komunalnym przy ul. Kilińskiego. Zmarły chciał wrócić po śmierci do miejsca, w którym się urodził i gdzie spoczywa jego matka. I wrócił. W deszczowy, pochmurny dzień.Kilka miesięcy przed śmiercią spisał lwowskie wspomnienia o Wierzyckich i Żychiewiczach.
Łucja zamieściła na blogu wspomnienie o swoim Tacie: http://lakewierzycki9.bloog.pl

Pogrzeb był okazją do spotkania rodzinnego. Oprócz Łucji i jej siostry przyjechał Paweł z żoną i synem Antkiem oraz my, Ingardenowie. Potem w rabczańskiej karczmie składaliśmy puzzle historii rodzinnych.

wtorek, 2 września 2014

Konie...

Sezon jeździecki się jeszcze nie skończył, ale już możemy uznać rok 2014 za udany. Podtrzymanie tradycji, która drzemie gdzieś tam w genach, jest dodatkowym bodźcem. Konie są częścią naszej rodziny, towarzyszą nam na co dzień. Nawet jak nie ma czasu, żeby pojeździć, to przynajmniej trzeba na chwilę do nich wstąpić, zanieść jabłko lub marchewkę, pogłaskać, zagadać. Oto one: gniada Daglezja, kasztanka Urania i siwy w hreczce kuc Elf. W tym roku zaliczyły starty w zawodach, debiut w łucznictwie konnym, pierwsze treningi crossowe i wyjazd na obóz jeździecki z Julką i Karoliną. Przed nimi jeszcze rajd długodystansowy (40 km) i zawody skokowe. Plan na przyszły rok: start w WKKW.






czwartek, 31 lipca 2014

1 sierpnia 1944


Pamiętamy...


Irena Siwicka - Żychiewicz w Powstaniu Warszawskim

Już jutro 70 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. 1 sierpnia 1944 roku dla naszej Rodziny jest datą szczególnie ważną, ponieważ Irena Siwicka - Żychiewicz, Babcia autorki blogu, brała w Powstaniu aktywny udział. Niestety nie zachowało się wiele informacji o działalności Babci. Okres komunizmu w Polsce nie sprzyjał prawdziwym patriotom. Wierzę, że dotrę do nowych informacji o działalności Babci w czasie wojny. Poszukiwania trwają. Już prawie pół roku czekamy na informacje z IPN, przymierzam się do poszukiwań w archiwach zagranicznych. Ciekawe informacje o Irenie zawarł ppor Leon Gajdowski "Ostoja" w opracowaniu "Reguła czyli 4 Rejon I Obwodu AK Warszawa Śródmieście Północ w konspiracji i w walce."
A. Rudziński, L. Gajdowski, H. Rudzińska (str. 198-201): 

"W IV Rejonie, I Obwodu AK Warszawa Śródmieście Północ komendantką WSK [Wojskowej Służby Kobiet] była koleżanka "Hawrań" - Irena Siwicka-Żychiewicz. W czasie Powstania mianowana do stopnia podporucznika.
Irena Siwicka przystąpiła do konspiracji antyhitlerowskiej w czerwcu 1940 roku za radą i namową ppor "Ostoi" (Leon Gajdowski)."Ostoja" w tym czasie organizował oddział bojowy przy współudziale swoich przedwojennych kolegów i podkomendnych harcerzy: pchor. "Szary" (Stanisław Silkiewicz), pchor. "Wszebor" (Stanisław Kowalski), "Socha" (Stanisław Brzosko), pchor. "Tadeusz" (Tadeusz Usarzewski), sierż. "Święcki" (Piotr Sider) i inni. W ramach organizacji plutonu, później kompanii, występującej w batalionie "Kiliński" jako druga kompania "Szare Szeregi", Irena Siwicka, posługująca się pseudonimem "Hawrań", objęła funkcję dowódcy drużyny Wojskowej Służby Kobiet. z energią i poświęceniem przystąpiła do wykonywania powierzonych jej zadań organizacyjnych.
Podległa jej kompanijna drużyna WSK na początku 1942 roku składała się z piętnastu dziewcząt w wieku od 19 do 22 lat i podzielona była na dwie sekcje: sanitarną i łączności (łączniczki).
Dziewczęta wraz ze swoją komendantką przedstawiały ochotniczy, a więc wysoce ideowy i patriotyczny, ale pod względem techniki wojskowej całkowicie surowy element.
W kwietniu (1942) na jednej z odpraw funkcyjnych kompanii, która odbyła się w lokalu przy ul. Okopowej nr 3, "Hawrań" wystąpiła z wnioskiem o przeszkolenie jej drużyny z zakresu walk ulicznych, posługiwania się bronią i w zakresie specjalistycznym (sanitarnym), jak również o zaprzysiężenie dziewcząt.
Instruktorem wyszkolenia bojowego tej drużyny został młody, zdolny i bardzo dzielny oficer - dowódca I plutonu ppor. "Szary". Instruktorem wyszkolenia medycznego był lekarz "Łukasz" - Jerzy Zieliński (aresztowany przez gestapo 13 września 1942 roku).
Zaprzysiężenie drużyny kobiecej nastąpiło w styczniu 1942 roku w mieszkaniu pp L. Sternickich. Ich kuzynka (może córka) "Grażyna" - Zofia Sternicka była łączniczką. U niej to w mieszkaniu ppor. "Szary" przeprowadzał wykłady z wyszkolenia bojowego, do niej "Hawrań" przynosiła do nauki pojedyncze egzemplarze broni, u niej była skrzynka kontaktowa i u niej odbyło się zaprzysiężenie drużyny.
"Hawrań" dobrze zorganizowała Wojskową Służbę Kobiet w kompani "Szare Szeregi". Dowódca kompanii, w uznaniu jej zasług zgłosił wniosek o mianowanie jej na wakujące miejsce dowódcy Wojskowej Służby Kobiet w batalionie "Kiliński", dowódcą batalionu był wówczas kpt. "Nowomiejski" - Władysław Brzeziński.
Tak oto Irena Siwicka "Hawrań", po prawie trzyletniej służbie w kompanii "Szare Szeregi", w której była jedyną kobietą współzałożycielką, została komendantką oddziału WSK na szczeblu batalionu. Na tej funkcji była niedługo. Zorganizowała grupę i to dobrze ją zorganizowała, przez co dała się poznać wyższym przełożonym jako sumienny i konsekwentny organizator. Dzięki temu już w marcu 1944 roku dowódca 4 Rejonu mjr. "Zagończyk" - Stanisław Steczkowski powołał ją na szefa WSK w sztabie 4 Rejonu. Mjr. "Zagończyk" był dobrym organizatorem. Wartościowych oficerów i pracowników wyszukiwał i wcielał do swego sztabu lub powierzał im funkcje dowódców liniowych.
Na tym rozszerzonym co do zakresu obowiązków i odpowiedzialności stanowisku "Hawrań" wykazała dużo inicjatywy, zapału, poświęcenia i odwagi. Do Powstania Warszawskiego przystąpiła na czele już dobrze zorganizowanego oddziału WSK, którego członkinie, jak i ona sama nie szczędziły sił w niesieniu rozległej pomocy żołnierzom w poszczególnych kompaniach i batalionach 4 Rejonu.
Pełniąc w czasie Powstania tak bardzo odpowiedzialną funkcję była zawsze pogodna i operatywna, a dla podkomendnych przyjacielska i opanowana. W miarę narastania gruzów i zgliszczy w północnym Śródmieściu Warszawy, z niesłabnącą energią i odwagą wyręczała swego dowódcę mjr. "Zagończyka" w sprawach rozlicznych zajęć z zakresu organizowania i zabezpieczenia najbardziej istotnych warunków twardego życia żołnierzy powstańczych.
Za jej obywatelski wkład pracy, trudu i czasu w przygotowaniu oddziałów WSK w 4 Rejonie do zbrojnego wystąpienia, komendant główny, na wniosek mjr. "Zagończyka", odznaczył ją Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami, a za odwagę wykazaną w obliczu nieprzyjaciela, tak w okresie okupacji, jak również w czasie walk powstańczych, Krzyżem Walecznych, oraz awansował na stopień podporucznika.
Po zaprzestaniu walk powstańczych ppor "Hawrań" została jeńcem wojennym w oflagu na terenie III Rzeszy. Po wojnie, po powrocie do kraju, była długoletnim i aktywnym członkiem stowarzyszenia PAX.
Zmarła przedwcześnie 5 lipca 1970 roku w Pyskowicach na Śląsku." 

Antoni Żychiewicz, mąż Ireny, w Powstaniu Warszawskim udziału nie brał. Przydzielony został do Obwodu Mokotów, jednak tuż przed Powstaniem dostał się do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, gdzie przebywał do końca wojny. 


wtorek, 10 czerwca 2014

Losy Bliskich i losy Dalekich - życie Polaków w latach 1914-1989

Tak Julka opowiadała o swojej pracy na etapie ogólnopolskim konkursu:

Dzień dobry, nazywam się Julia Ingarden. Chodzę do klasy 6 w Szkole Podstawowej nr 2 w Myślenicach. Tak jak moi pradziadkowie, Antoni i Irena, należę do harcerstwa. Jestem w 5 MDH "Watra" im. gen. Mariusza Zaruskiego.
Zanim zabrałam się za pisanie pracy na konkurs nie zdawałam sobie sprawy kim dokładnie byli pradziadkowie. Wiedziałam tylko, że Antoni skakał ze spadochronu i wysadzał niemieckie pociągi, a Irenie wróżka przepowiedziała, że jej mąż z nieba spadnie. I tyle... Ta praca bardzo poszerzyła moją wiedzę o pradziadkach. Przedtem Powstanie Warszawskie było dla mnie jak każde inne wydarzenie historyczne. Powstanie Styczniowe, Powstanie Listopadowe, Powstanie Warszawskie, co za różnica? Tylko data inna. Teraz, po napisaniu pracy, po oglądnięciu filmu "Powstanie Warszawskie", po przeczytaniu książek "Sierpniowe dziewczęta '44" i "Kamienie na szaniec", nabrało ono dla mnie głębszego sensu. Szczególnie przemówiła do mnie historia Rudego, Alka i Zośki i fragment wiersza "Testament mój" Juliusza Słowackiego:

Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei(...)
A kiedy trzeba na śmierć idą po kolei
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec.

Bohaterowie książki Aleksandra Kamińskiego, byli rówieśnikami Ireny i może się znali. Czytając "Kamienie na szaniec", dużo myślałam o pradziadkach. Tak samo jak przy filmie "Powstanie Warszawskie". Podczas oglądania tego filmu wypatrywałam czy nie ma w nim Ireny. I być może prababcia jest. Po scenie ze ślubem, jest scena jak dwie dziewczyny stojące na balkonie żegnają odchodzących żołnierzy. Ta w białej bluzce jest do złudzenia podobna do Ireny którą znamy ze zdjęć. Wprawdzie ta dziewczyna została zidentyfikowana jako inna osoba, ale nigdy nic nie wiadomo. Co ciekawe, we wspomnianej wcześniej przeze mnie scenie, ślubu młodym powstańcom udziela ksiądz Korda, który również błogosławił małżeństwo moich pradziadków.
Bardzo podziwiam Antoniego i Irenę za ich odwagę i mimo, że ja również jestem wychowywana w duchu patriotycznym, to nie wiem czy byłabym w stanie tak poświęcać się dla dobra Ojczyzny. Jestem dumna, że jestem ich prawnuczką.
Antoni Żychiewicz, mój pradziadek urodził się w 1917 roku we Lwowie. W mojej pracy jest napisane, że był to rok 1919. Wszędzie, w każdej książce, we wszystkich dokumentach widnieje data 1919 rok, ale nie jest ona prawdziwa. Po wojnie, gdy zaginęły dokumenty, matka Antoniego, Maria Julia "odmłodziła" siebie i kilka innych osób, w tym swojego syna.
Pradziadkowie spotkali się na punkcie kontaktowym, który znajdował się w domu Ireny. Antoni- cichociemny, Irena- studentka medycyny. Co ich połączyło? Miłość do Ojczyzny. Gdyby nie ona, to nigdy by się nie spotkali. Skok Antoniego do Polski odbył się w nocy z 17 na 18 lutego, czyli 3 dni po Walentynkach. Czy Antoni był dla Ireny spóźnionym prezentem walentynkowym? Jak wyglądało ich spotkanie? Nie wiadomo. Irena nikomu o tym nie powiedziała. Nie zdążyła.
Irena była komendantką Wojskowej Służby Kobiet w Batalionie Kiliński, a potem komendantką WSK w 4 rejonie. Za walkę z okupantem Antoni I Irena dostali różne odznaczenia wojskowe w tym srebrny krzyż Virtutti Militari pradziadka. Jak to możliwe, że mimo tylu zasług dla Polski prababcia dla historii praktycznie nie istnieje? Irena nie dożyła upadku komunizmu i dlatego została zapomniana. Czy to sprawiedliwe? Bardzo dużo informacji Irena nie zdążyła przekazać młodszym pokoleniom. Antoni przecież zaczął opowiadać o działalności konspiracyjnej, szkoleniu i walce dopiero po upadku komunizmu. To dlatego nie został zupełnie zapomniany. Informacji o Irenie wciąż szukamy. W poszukiwaniu dokumentów i informacji do konkursu, zaangażowana była cała moja rodzina. Bardzo pomogli mi rodzice. Wykonaliśmy wiele telefonów, wysłaliśmy pełno maili, zamówiliśmy spory stos książek. Udało nam się dostać do maszynopisu kapitana "Ostoi", czyli Leona Gajdowskiego, który był dowódcą Batalionu Kiliński. Wspomina on w nich często prababcię. Nie wykorzystałam tych materiałów do mojej pracy, ponieważ dotarliśmy do nich po wysłaniu jej na konkurs, ale co ważniejsze fragmenty mam przy sobie. Mimo wszelkich trudności poszukiwania dalej trwają. Będziemy rozszerzać tą pracę, uzupełniać nowo-zdobytymi informacjami.
W wyniku korespondencji z Marią Lenartowicz, drużynową warszawskiej piętnastki do której należała Irena, okazało się, że prababcia nie była drużynową. Pani Maria zasugerowała, że należała ona do Przysposobienia Wojskowego Kobiet, gdzie działały dziewczyny, które wolały walczyć. Tym bardziej, że kobiety z PWK później przechodziły do WSK. Będziemy starali się więcej dowiedzieć na ten temat.
Chciałabym się jeszcze pochwalić naszą najnowszą zdobyczą - liścikiem od Władysława Siwickiego, ojca Ireny do niej:

Iruś Kochany!
Jeżeli kiedyś w smutnych momentach życia,
wiedziona tęsknotą, zwrócisz się myślą do
wspomnień dzieciństwa swego- spójrz na ten
pamiątkowy pierścionek, a choćby
mnie już nie było, ten mały brylancik
przypomni, że kochałem Cię bardzo.
Ojciec

Wielu ludziom wydaje się, że w momencie, w którym człowiek oddaje ostatnie tchnienie, zamyka oczy, mając ich już nigdy więcej nie otworzyć, umiera na zawsze. Nie! Moi pradziadkowie żyją. Żyją w historii, którą tworzyli, o której świadczyli swoimi czynami i wyznawanymi wartościami: Bóg, Honor, Ojczyzna... To dzięki nim Polska jest niepodległa. Moi pradziadkowie będą żyć dopóty, dopóki wspomnienie o nich nie umrze, jednak moja rodzina, nigdy na to nie pozwoli.

 


wtorek, 3 czerwca 2014

Julia Ingarden w etapie ogólnopolskim!

Z dumą informuję, że Julia Ingarden ze swoją pracą o Pradziadkach przeszła do etapu ogólnopolskiego! Etap ustny odbędzie się już w najbliższą sobotę 7 czerwca 2014. O godzinie 13.00 w Auli Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego zostaną ogłoszone wyniki. Julka została zaproszona do zaprezentowania swojej pracy.

Więcej szczegółów na stronie krakowskiego Kuratorium Oświaty.

Mały Książę...

Dzień Dziecka 2014. Dostaliśmy zaproszenie od gliwickich Żychiewiczów na spektakl "Mały Książę" w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Tytułowego bohatera gra... uwaga uwaga!... Ambroży Żychiewicz, wnuk Antoniego. Na drugim zdjęciu pierwszy z lewej. Spektakl zachwycił nie tylko dzieci, ale też dorosłych. Nawet 3-letni Błażej był zafascynowany, mimo, że jak byk jest napisane "od 6 lat". Na wszystkich duże wrażenie zrobiła gwiazdorska gra wujko-kuzyna Ambrożego :)

A po spektaklu integrowaliśmy się rodzinnie w posiadłości Pawła i Basi. Dzieciaki walczyły na miecze, kopały piłkę i grały w ping-ponga. Imiennik bohatera strony, Antek, zaprezentował talent muzyczny, grając na pianinie. A ja... zakopałam się w pamiątkach rodzinnych. Skanowałam i kopiowałam, aż się sprzęt do czerwoności rozgrzewał.

W sumie w spotkaniu brał udział syn, troje wnucząt i troje prawnucząt Antoniego Żychiewicza :)